Nalot w nocy z 9 na 10 marca 1945 r. był częścią strategii amerykańskiej mającej na celu osłabienie morale Japończyków przed spodziewaną inwazją. W ciągu trzech godzin 300 superfortec B-29 zrzuciło 2 tys. ton bomb zapalających. Budowane z drewna i papieru domy stawały w płomieniach, ludzie próbowali się ratować wskakując do rzeki. Żar był tak potężny, że aby uniknąć turbulencji, amerykańskie maszyny musiały lecieć wysoko nad miastem. Bombardowanie zamieniło miasto w piekło.
W Japonii odbyło się kilka uroczystości rocznicowych, ale nie miały one antyamerykańskiej wymowy. Powojenna Japonia pogodziła się z przegraną, postrzeganą wówczas jako kara za politykę imperialną. Jako nową ideologię narodową przyjęła pacyfizm.
Często jednak słychać głosy nawołujące do "sprawiedliwszego spojrzenia na historię" i przyznania, że Japonia była nie tylko sprawcą, ale też ofiarą. "To było ludobójstwo wymierzone w ludność cywilną, sprzeczne z prawem międzynarodowym, o wiele gorsze w skutkach niż bombardowanie Drezna" - napisała jedna z największych gazet japońskich "Yomiuri Shimbun".
Z okazji rocznicy tysiąc mnichów buddyjskich odprawiło uroczystości żałobne w tokijskim centrum pamięci. Uczestniczył w nich wnuk cesarza Hirohito, książę Akishino. - Jesteśmy bardzo rozżaleni, kiedy myślimy o bombardowaniu. Łączę się w bólu z rodzinami ofiar - mówił wczoraj gubernator Tokio Shintaro Ishihara. Starsi ludzie składali kwiaty i zapalali kadzidełka. Wielu ma świeżo w pamięci przerażające sceny bombardowania. - Nienawidzę wojny. Nie ma nic ważniejszego od pokoju na świecie - mówiła 75-letnia Heiyo Majima.
Japonia poddała się 15 sierpnia 1945, kilka dni po zrzuceniu bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki.