Premier powiedział też, że samochód wiozący Giulianę Sgrenę zatrzymał się natychmiast po pierwszych świetlnych sygnałach ostrzegawczych żołnierzy USA. Berlusconi przemawiał w Senacie i było to jego pierwsze dłuższe wystąpienie od feralnej piątkowej nocy, kiedy w Bagdadzie, w wyniku amerykańskiego ostrzału, zginął wysoki rangą oficer wywiadu Nicola Calipari.
Samochód z Caliparim i właśnie uwolnioną przez niego reporterką został podziurawiony kulami na drodze na lotnisko, ponieważ - jak twierdzą Amerykanie - nie zatrzymał się na punkcie kontrolnym i nie reagował na świetlne ostrzeżenia. Zginął Calipari, który własnym ciałem zasłonił dziennikarkę. Ona i dwóch innych oficerów jest rannych.
Jeszcze tej samej nocy prezydent George Bush zadzwonił do Berlusconiego, wyrażając żal i obiecując "szybkie i intensywne" śledztwo. We wtorek Amerykanie zaprosili do udziału w śledztwie Włochów. Z przecieków wynika jednak, że o tragiczną pomyłkę obwiniają włoski wywiad, który rzekomo nie skoordynował swoich działań z sojusznikami, dlatego nikt nie wiedział o przejeździe na lotnisko. Z kolei Sgrena tuż po wypadku sugerowała, że Amerykanie mogli strzelać do niej celowo, ponieważ od początku byli przeciwni negocjowaniu z terrorystami.
- Mamy obowiązek żądać od Ameryki maksymalnej współpracy w poznaniu prawdy i ustaleniu winnych - powiedział wczoraj Berlusconi. Premier nie odniósł się do prasowych doniesień, że za uwolnienie reporterki Włosi zapłacili porywaczom od jednego do kilku milionów dolarów.