Smażone i polane karmelem kulki z manioku regularnie jadły wszystkie dzieci ze szkoły San José. Codziennie kupowały je w sklepiku przed szkołą podczas przerwy. W środę rano tradycyjny przysmak okazał się śmiertelną trucizną. - Niektóre dzieci ledwo spróbowały ciasteczek, skarżąc się na ich gorzki smak - mówi dr Harold Garcia ze szpitala, który przyjął pół setki małych pacjentów. - Objawy zatrucia, ból żołądka, wymioty i biegunka pojawiły się już po dziesięciu minutach.
Maniok jest popularną uprawą w Azji Południowo-Wschodniej. Bogaty w białka, minerały oraz witaminy, zawiera też silną truciznę - w kilogramie jego korzeni może być nawet 50 mg cyjanowodoru. Dlatego muszą być one przyrządzone w specjalny sposób, tak żeby zawartość cyjanków spadła do bezpiecznej dla człowieka dawki.
Przerażeni nauczyciele i rodzice ładowali zatrute dzieci do samochodów i pędzili z nimi do najbliższego szpitala. Niestety, znajduje się on aż 30 km od wioski, dlatego dla 27 zatrutych pomoc lekarska przyszła za późno. Trzy okoliczne szpitale leczą zatrutych, a jednocześnie muszą się opędzać od rodziców, którzy przywożą dzieci na wszelki wypadek, nawet jeśli nie skarżą się one na żadne dolegliwości.
Do szpitala trafiła też staruszka, która od lat przyrządza ciasteczka i sprzedaje je przed szkołą. Jej wyroby są teraz badane w policyjnym laboratorium.