"Kinsey". Seksualna bomba

Od piątku na ekranach ?Kinsey? - intrygująca i niebanalna filmowa biografia twórcy słynnego raportu o życiu seksualnym Amerykanów. Patron rewolucji seksualnej miał w życiu jedną kobietę - swoją żonę

Opublikowany w 1948 r. raport Instytutu Kinseya opisywał seksualne zachowania mężczyzn (badanie zachowań kobiet miało nastąpić w drugiej kolejności; wywołało skandal, który spowodował zmierzch Instytutu). Oddźwięk pierwszego raportu był potężny - jego publikację porównywano z wybuchem bomby atomowej.

Kinsey uświadomił Ameryce statystyczną prawdę o "zwierzęciu ludzkim". Z jego ankiet wynikało, że wszelkie zachowania - także te obłożone zakazami moralnymi i religijnymi oraz te, które tradycyjnie uważano za zdrożne czy szkodliwe - są na tyle powszechne, że pojęcie normy staje się względne. Każdy, kto obawiał się, że jego zachowania są nienormalne, mógł znaleźć w raporcie Kinseya potwierdzenie, że tysiące innych ludzi robi to samo. Onanizm, seks przedmałżeński, wszelkie odmiany seksu, także skłonności homoseksualne okazały się powszechniejsze niż można było przypuszczać. Odtąd nic nas już nie ma prawa zgorszyć - jak w znanej piosence z musicalu "Hair" zaczynającej się od słowa "masturbation".

Kinsey był z zawodu entomologiem, specjalistą od much-galasówek. Odkrył, że wśród owadów, w ramach jednego gatunku, każdy osobnik jest niepowtarzalny. Podobnie patrzył na egzemplarze ludzkie. Jego raport składający się głównie z tabel i liczb był wielką pochwałą inności. Kinsey nie był lekarzem, nie zajmował się badaniem patologii ani leczeniem nerwic, ale swoją działalność traktował jako społeczną misję. W obaleniu tabu widział drogę ku jednostkowemu i społecznemu szczęściu.

Film pokazuje Kinseya jako naukowego optymistę o pozytywistycznym rodowodzie, który swoimi badaniami głosi pochwałę natury, dla którego wszystko, co naturalne, jest dobre. Gdyby na tym poprzestać, mielibyśmy sztampową amerykańską biografię, w której do końca sekundujemy bohaterowi dzielnie przełamującemu społeczne przesądy. Kulminacyjnym punktem takiego filmu jest zwykle (tak jak w "Pięknym umyśle") triumfalna mowa, po której wszyscy wstają i biją brawo, a żona bohatera ociera łzy. Jednak biografia Kinseya ma charakter otwarty, unika naiwności i stawia pytania, na które nie ma oczywistych odpowiedzi.

Złamanie tabu

Jak dziś - po półwieczu - traktujemy Alfreda Kinseya i jego raport o życiu seksualnym, który notabene nigdy nie ukazał się w Polsce? Obyczajowość uległa przez ten czas ogromnym zmianom. To, co było wówczas śmiałością, wywołuje dziś uśmiech politowania. Tabu zostało złamane.

Temat seksu wszedł na stałe do reklamy, do mediów, stał się głównym handlowym wabikiem. Nie ma kolorowego pisma, które nie doradzałoby w każdym numerze, jak najlepiej osiągać orgazm. Hollywoodzka gwiazdka jakby nigdy nic ogłasza w wywiadzie, że lubi masturbację. W telewizyjnym talk-show pary po sześćdziesiątce opowiadają wesoło o swoim współżyciu.

Atakują nas obrazy seksu zbanalizowanego, uprzystępnionego, ukazanego jako cel sam w sobie, zamienionego w towar i w gruncie rzeczy skłamanego, jak pornografia. Z drugiej strony coraz bardziej rozszerza się sfera lęku podsycanego doniesieniami o molestowaniu, pedofilii, handlu żywym towarem, o internetowej dżungli erotycznej itd. Paradoksalnie, równocześnie z wolnością seksualną wzrasta potrzeba wprowadzania potrzeba stawiania zakazów i barier, cenzury obrazów i zachowań.

A poza sferą tych reklamowych obrazów i poza patologią rozciąga się obszar prawdy o naszym rzeczywistym życiu seksualnym, nie tym wystawionym na medialny pokaz. Ta prawda wydaje się wciąż nierozpoznana, jak w czasach Kinseya. Zwłaszcza u nas, gdzie rozluźnieniu obyczajowemu towarzyszy zacofanie świadomości, gdzie nowoczesne podręczniki wiedzy o seksie dla szkół są oskarżane o szerzenie demoralizacji, gdy rolę uświadamiającą przejęła pornografia.

Konfrontacja epok

"Kinsey" trafia więc na podatny grunt. To film poważny, mimo że w wielu momentach budzący wesołość. Dzieje raportu Kinseya i życie prywatne "ojca rewolucji seksualnej" nie są tylko pretekstem do ukazania paru pikantnych scen, a postać bohatera - nośnikiem tezy. Dla Amerykanów, wobec obecnej ofensywy konserwatyzmu, "Kinsey" będzie miał wydźwięk polityczny jako ostrzeżenie przed powracającą falą purytanizmu. Ale poza tym aktualnym, politycznym kontekstem film Billa Condona prowadzi do ciekawej konfrontacji dwóch epok. Tamtej, której pionierem był Kinsey, optymistycznej epoki walki o wyzwolenie jednostki, o rewolucję obyczajową, o usuwanie "przesądów światło ćmiących" - oraz naszej, porewolucyjnej epoki, która ma o wiele bardziej pesymistyczną wizję człowieka i szuka ratunku w próbach powrotu do złamanych rygorów, do barier i zakazów, do przekroczonego tabu.

Film o Kinseyu wykracza poza optymistyczny horyzont swego bohatera, pokazując jego ograniczenie. Filmowy Kinsey, rozbrajając seksualne tabu, w swoich badaniach nad zachowaniami "ludzkiego zwierzęcia" dociera do sfery ciemnej, naznaczonej już nie radością z wyzwolonego popędu i nieposkromionej fantazji, ale także cierpieniem i autodestrukcją, sadyzmem i masochizmem. Wobec tej ciemnej sfery pozytywista Kinsey staje bezradny: "nie umiem im pomóc".

Nie jest Freudem. Jego optymistyczny umysł nie jest w stanie zmierzyć się z ciemną stroną ludzkiego libido. A jednak łączy go z Freudem przekonanie, że zniesienie stłumień i "uświadomienie nieświadomego" jest zawsze dobre. Choć przecież nie wystarczające, jeśli seks nie zostanie poddany sublimacji - temu, co Freud nazywał uwzniośleniem.

Film o miłości

Jak mówił twórca psychoanalizy, "nie wolno nam tak bardzo się wywyższać, byśmy zupełnie nie dbali o pierwotną, zwierzęcą stronę naszej natury". "Nie można osobistego szczęścia wykreślić z zadań naszej kultury". Nazwisko Freuda pada tu nie przypadkowo, ponieważ autorzy filmu dokonali po drodze psychoanalizy swego bohatera. Z tej biografii wynika, że cała jego późniejsza działalność brała się z buntu przeciwko ojcu, metodystycznemu kaznodziei, dla którego seks był dziełem szatana, złym nałogiem, hydrą o wciąż odrastających głowach. Trudno przy tym nie zauważyć, że Kinsey junior, wyznając odwrotne zasady, jest na swój sposób do ojca podobny, równie apodyktyczny i podporządkowujący życie jednej obsesji. Po latach udaje mu się dotrzeć do źródła ojcowskiego kompleksu, który on sam w młodości przezwyciężył. We wstrząsającej i pięknej scenie ankietowania własnego ojca, ujawnia się prawda o najbardziej skrytym epizodzie z jego dziecięcego życia. Bomba zostaje rozbrojona. Złamanie tabu, wyjawienie tajemnicy prowadzi do pojednania z ojcem. I jest to triumf Kinseya.

Ale w biografii Kinseya jest jeszcze jedna kluczowa postać - żona zakochana od czasów studenckich w jego pracy, w jego dążeniu do prawdy, w nim samym. Gdy w ostatniej scenie filmu, w czasie przechadzki po sekwojowym lesie, znika mu na chwilę, Kinsey czuje się wobec natury bezradny. Jego niepoprawny optymizm w badaniu "zwierzęcia ludzkiego" wynika być może stąd, że znalazł miłość. W jego życiu nastąpiło to, co Freud nazywa sublimacją. Sfera seksu, którą zajmował się zawodowo, tak jak inni specjaliści zajmują się rozmnażaniem czy wydalaniem, została zrównoważona czymś, co nie da się zmierzyć ani do końca nazwać.

"Kinsey" to film o miłości.