Z Lechem Janerką jest kłopot, do którego przyzna się zapewne mało który jego fan. To artysta na tyle chadzający własnymi drogami, że czasami aż hermetyczny. Niektóre z jego muzycznych poczynań olśniewają oryginalnością, inne wprawiają w zakłopotanie - nie wiadomo, czy to artystyczna porażka, czy to tylko nam brakuje odpowiedniej perspektywy. A przyznać się do tego trudno, bo przecież na naszej scenie Janerka to artysta, którego wielbić wypada. Inaczej można wyjść, za przeproszeniem, na imbecyla. Muzycznego prymitywa, który nie chwyta pomysłów jednego z powszechnie uznanych Mistrzów polskiego rocka.
Dla wszystkich, którzy mają podobne odczucia, mam więcej niż dobrą wiadomość. "Plagiaty" to płyta wyjątkowo przystępna, a jednocześnie nie pozostawiająca wątpliwości, że Janerka to artysta wyjątkowy. Co tam przystępna, to płyta wciągająca, urzekająca melodiami. Nieomalże przebojowa. Oczywiście w szczególny, Janerkowy sposób. Skoczna i chwytliwa, ale jednocześnie niezwykła i absolutnie niezwalniająca z myślenia. To nie ciężka i zimna jazda w stylu "Ur" (płyty, która do dziś wprawia mnie w pewną bezradność). To powrót Janerki do najlepszej piosenkowej formy z okolic "Historii podwodnej" czy najciekawszych dokonań Klausa Mitffocha. Nie dosłownie, w sensie muzycznym. Raczej pewnych emocji. Ekscytacji, której trudno uniknąć przy słuchaniu "Plagiatów". Te piosenki zadziwiają luzem, wyobraźnią, swobodą, odwagą w podejściu do muzyki, jakiej na próżno szukać w 95 proc. polskich produkcji.
Bardzo dużo słychać w tych piosenkach Beatlesów. Co dziwić nie powinno, bo Janerka przyznaje, że postanowił sięgnąć do piosenek, które skomponował jeszcze jako nastolatek. A jak mówi, był wtedy pod ogromnym wpływem Beatlesów i chciał pisać piosenki tak dobre jak oni. Stąd autoironiczny tytuł płyty. Mocno przesadzony, bo Janerka odciska na tych kompozycjach swoje piętno, ale i tłumaczący zaskakująco bitelsowskie nuty, które pobrzmiewają w niektórych piosenkach.
Niektórych, bo na przykład otwierająca płytę "Wiosna na pustyni" przypomina raczej melancholijne, bardziej stonowane produkcje Einstürzende Neubauten. Wybrany do promocji "Rower" przywołuje na myśl Simona & Garfunkela. No ale już w balladowych "Paradoksach", jakby trochę mantrowej "Ramydadzie" czy miniaturkach "Kill Gil" i "Wystarczy wiedzieć" aż kipi od bitelsowskich odniesień.
Kipi też od charakterystycznych dla Janerki zabaw słowami. Czasem są w typowym dla niego stylu abstrakcyjnym ("Karma Kram"), czasami zaskakują oczywistymi współczesnymi nawiązaniami (wojna w Iraku w "Wiośnie na pustyni" czy "Rowerze", film "Upadek" w "A jak ci tam w tym niebie").
Co jednak najfajniejsze, cała ta wycieczka w przeszłość ani przez chwilę nie pachnie sentymentalizmem. To muzyka jak najbardziej "tu i teraz". Pełna przewrotnych nawiązań, poskładana z wymieszanych stylów i gatunków, czasem urzekająca nastrojem (gitary akustyczne, po które Janerka nigdy wcześniej nie sięgał tak chętnie), czasem zaskakująca aranżacją. Słucham tej płyty i - choć za oknem jest, jak jest - w powietrzu pachnie mi to wiosną, to latem. Może dlatego, że jest w "Plagiatach" jakaś zaskakująca radość. A może dlatego, że jest w nich też klimat wyzwania. Nie tylko muzycznej czy artystycznej, ale zwyczajnie życiowej przygody.
Lech Janerka "Plagiaty", Sony BMG