Nacisk na Damaszek wzmógł się po zabójstwie lidera opozycji w Libanie Rafika Haririego. Oskarżenia o przygotowanie tego zamachu padają najczęściej pod adresem Syrii i prosyryjskiego rządu w Bejrucie. Hariri nie tylko miał szansę poprowadzić opozycję do zwycięstwa w majowych wyborach parlamentarnych, ale też jako polityk środka mógł pogodzić skłóconą scenę polityczną.
Po jego śmierci Libańczycy na ulicach domagali się wyjścia syryjskiej armii z ich kraju. Zażądał tego również prezydent USA George W. Bush, grożąc Damaszkowi sankcjami.
Armia syryjska weszła do Libanu na początku wojny domowej w 1976 r. na zaproszenie ówczesnego rządu chrześcijańskiego. Wojnę zakończyło w 1989 r. porozumienie z Taif, które przewidywało stopniowe wycofywanie wojsk syryjskich w porozumieniu z rządem Libanu, ale nie określało żadnych terminów. Od tego czasu liczba żołnierzy syryjskich w Libanie spadła o ponad połowę, do 14 tys. - jednak porozumienie z Taif nie jest realizowane, co potwierdziła w ubiegłorocznej rezolucji Rada Bezpieczeństwa ONZ.
W czwartek Syria ogłosiła, że wycofa swoje siły z miasta Trypolis i gór Libanu do położonej przy granicy Doliny Bekaa (miało to nastąpić już na początku lat 90.), ale pod pewnymi warunkami. - Najpierw należy zagwarantować, że libańska armia będzie w stanie wypełnić pustkę, tak aby nie było zagrożenia dla bezpieczeństwa Syrii i Libanu - zastrzegł syryjski wiceminister spraw zagranicznych Walid al Mualem. Libański minister obrony Abdul Rahim Murad powiedział, że wkrótce odbędą się spotkania oficerów obu armii, na których zostanie ustalony czas i sposób wycofania.
Stanowisko Syrii raczej nie zadowoli Waszyngtonu ani Paryża - autorów rezolucji ONZ wzywającej Damaszek do opuszczenia Libanu.