Dokument

Na naszych oczach telewizja nie tylko zabija taki gatunek filmowy jak dokument, ale jeszcze ze szczególnym okrucieństwem znęca się nad jego zwłokami. To, co pokazywane jest jako ?reportaż filmowy?, więcej ma wspólnego z zestawem przezroczy dla osób, które dopiero uczą się języka polskiego, niż z prawdziwym tworem filmowym.

Oto w "reportażu" pokazującym ofiarę oblania kwasem solnym relacja pokrzywdzonego przerywana jest co chwilę obrazkiem wylewanego i pieniącego się roztworu chemicznego. Nie są to zdjęcia z oblewania bohatera filmu, ponieważ ten jest już dawno oblany i cały zabandażowany i powtórne oblanie go byłoby już nie tylko czymś nieludzkim, ale w dodatku chwilowo niemożliwym. Nie jest to odnaleziona przez reportera kluczowa fiolka, która stanowiłaby czegoś dowód. Nie, jest to po prostu kwas jako taki, niemający nic wspólnego z relacjonowanym wydarzeniem, wylewany przez reportera jako pomoc naukowa dla osób, które nie wiedziałyby co to takiego i jak się zachowuje w zetknięciu z trotuarem przed telewizją.

Pierwsze przykazanie każdego dokumentu i reportażu filmowego, jakiego uczą studentów, brzmi: żadnych inscenizacji. Zbrodnią z tego punktu widzenia jest nie to, że kogoś oblali, tylko że to oblanie próbuje się następnie udawać. Tymczasem pod wpływem tych wszystkich teatrzyków kukiełkowych z programów "997", które nazywają się tam "rekonstrukcją wydarzeń", każdego zamordowanego morduje się teraz w telewizji powtórnie.