Meczysław Cholewa jest sopocianinem, ma 55 lat. Jest szeregowym pracownikiem prywatnej firmy gazowniczej. W czasach pierwszej "Solidarności" był popularny wśród trójmiejskich działaczy demokratycznej opozycji. Dzięki niemu mało znany tekst "Ballady o Janku Wiśniewskim" stał się popularną pieśnią. Cholewa śpiewał ją setki razy na spotkaniach opozycji. Kasety z jego nagraniem krążyły po całym kraju. Zaprzyjaźnił się z liderami "S", szczególnie z Bogdanem Borusewiczem. W wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" z 7 lutego br. Borusewicz - obecnie wicemarszałek województwa pomorskiego - mówił m.in. o swojej niechęci do kolegów z podziemia, którzy dali się zwerbować SB.
Pytanie dziennikarza: "Dał Pan któremuś w twarz?".
Borusewicz: "No nie, a przecież spotykam ich czasami. Taki Mieczysław Ch., autor głośnej piosenki o Grudniu '70. Pseudonim Rejtan, pisał wyjątkowo obrzydliwe raporty, z butami wchodził w sprawy prywatne, intymne. Staram się udawać, że go nie widzę, ręki nie podaję".
W kilka dni po publikacji wywiadu do Borusewicza dzwoni Cholewa.
- Bogdan, chcę ci powiedzieć jak było.
- Dobrze, ale jeśli to ma mieć sens, musisz to zrobić publicznie, w obecności dziennikarzy.
Zapraszając "Gazetę" Borusewicz stwierdza: - To nie jest sprawa tylko między nim a mną. To dotyczy funkcjonowania całego systemu jakim był PRL. Chcę, żeby wszyscy zrozumieli jak nieludzkie to było. Znamy opowieści ludzi opozycji. Rzadko się zdarza, by mówił ktoś, kto przeszedł na drugą stronę.
Czwartek, godzina 16.20. Gabinetu wicemarszałka województwa pomorskiego. Wchodzi Cholewa. Borusewicz wita się, ale utrzymuje dystans, nie podaje ręki. Siadają przy stole.
- Mietek, rozumiem, że chcesz mi wyjaśnić, wyrzucić coś z siebie.
- 33 lata z tym żyję, Bogdan, tylko moja żona o tym wie. Chcę opowiedzieć.
Borusewicz: - Byłeś tajnym współpracownikiem SB?
- Tak byłem, ponieważ mnie złamano. W 1972 r. się do mnie dobrali. Miałem 22 lata i po nieudanym podejściu na Politechnikę Gdańską obijałem się, wpadłem niestety w towarzystwo synów marynarzy. W jakiejś piwnicy paliliśmy papierosy, chyba haszysz. Wpadła milicja. Straszyli mnie konsekwencjami. Poszedłem na współpracę, bo bałem się reakcji rodziców. Mój ojciec był radcą prawnym. Od 1972 do 1977 r. było może z sześć spotkań. Luźne rozmowy. Nie wymagano, bym opisywał konkretne osoby, lecz sytuacje. Co ludzie gadają.
Cholewa: "W 1977 pracowałem w gdańskiej elektrociepłowni. Zacząłem roznosić samizdaty, które miał szwagier. Gdy wracałem z drugiej zmiany, spotkałem dwóch potężnie zbudowanych typów. Upewnili się, mówiąc mi po nazwisku, i tak zlali, że ze złamaną szczęką i pękniętą czaszką trafiłem do szpitala. Nic mi wtedy nie ukradli, ani dokumentów, ani pieniędzy. Zginął mi tylko kluczyk do szafki w pracy, w której jak idiota trzymałem ulotki. W szpitalu leżałem po sąsiedzku z ojcem chłopaka, który zginął w Grudniu '70. Niby przypadkiem trafił do mnie kolega, jeszcze z harcerstwa. Zaczęliśmy rozmawiać. Przynosił mi pomarańcze, wtedy wielki rarytas. Nie miałem pojęcia, że jest z SB. Spotkaliśmy się kilka razy w knajpach, były luźne niezobowiązujące rozmowy. Dopiero w 1978 roku zobaczyłem go na ulicy, jak szedł w stronę siedziby SB, i coś mnie tknęło. Podbiegłem do niego: dokąd ty idziesz? A on: do tego budynku, ja tam pracuję".
Borusewicz: - Pamiętasz, jak się nazywał?
- Janek, ale nazwiska nie pamiętam.
Borusewicz: - To ci przypomnę. Protasewicz. Zajmował się rozpracowywaniem mnie. Raz nawet do mnie strzelał, jak uciekałem. O co cię wypytywał?
- O ogólne rzeczy. Czy kierował mnie na ciebie, Bogdan? Nie, absolutnie. Interesowały go drukarnie, ewentualnie relacje z podziemnych spotkań. Co ja mu mogłem powiedzieć, przecież niewiele wiedziałem.
- Ale chodziłeś do mnie, do Gwiazdów, do Ani Zapolnik...
- Nic SB o tym nie mówiłem. Spierałem się nawet z nimi, że "Solidarność" ma rację. Bogdan, byłeś moim idolem. Byłeś najlepszym partyzantem. I sprytny, i skuteczny. Przecież nawet synowi dałem imię na twoja cześć, miałeś być ojcem chrzestnym, ale ojciec mnie uprosił i ojcem chrzestnym został Wałęsa. Nic im nie dawałem. Tylko śmieci. W wywiadzie powiedziałeś, że byłem jakimś Rejtanem. Co za Rejtan? To musi chodzić o kogoś innego. Ja rzeczywiście byłem współpracownikiem, ale jako Zbigniew, to moje drugie imię. Dlaczego nie przyszedłem i o tym wam nie powiedziałem? Bałem się kompromitacji, każdy ma inną psychikę. Dlaczego po prostu nie przestałem się z wami kontaktować? Imponowaliście mi, wiedziałem, że macie rację, a poza tym naprawdę chciałem coś dobrego robić dla Polski.
Borusewicz: - Trudno mi uwierzyć, że nie byłeś Rejtanem. Ale pewność mógłbym mieć dopiero, gdyby mi pokazano teczkę Mieczysława Cholewy.
Cholewa nic nie odpowiada.
Cholewa uczestniczy w strajku Sierpnia. Potem działa w Solidarności. Jest dźwiękowcem. Do jego zadań należy m.in. nagrywanie obrad związku Komisji Krajowej.
- Nie kopiowałem tych taśm i nie przekazywałem SB - zapewnia.
We wrześniu 1980 natrafia na tekst "Ballady o Janku Wiśniewskim". Komponuje melodię.
Borusewicz: - Piosenkę o Janku Wiśniewskim śpiewałeś. Stałeś się osobą publiczną, dałeś swoją twarz. Nie czułeś, że przez ten cały garb współpracy z SB nie powinieneś tego robić?
- Tak i śpiewałem nawet przed rodzicami Janka Wiśniewskiego, to znaczy tak naprawdę przed rodzicami Zbyszka Godlewskiego, bo tak się nazywał. Śpiewałem z całym szacunkiem dla nich. Chodziłem z kwiatami na cmentarz.
Stan wojenny. Cholewa ucieka przed internowaniem, ukrywa się na wsi.
- Ten esbek dopiero wtedy się zgłosił. Przez cały czas "Solidarności" miałem z nim spokój. Ale na początku stanu wojennego przyszedł do mojej żony i powiedział, że jeśli chcę się ujawnić, to mam do niego zadzwonić. Zrobiłem to i podpisałem lojalkę. Powiedziałem o tym dwóm osobom z podziemia. Potem SB zaproponowała, że dostanę mieszkanie i dużego fiata jak pomogę cię złapać. Odmówiłem.
- Wiesz, domyśliłem się wcześniej, że byłeś agentem, ale pewności nabrałem, jak przeczytałem raporty Rejtana. Kiedyś przyszedłeś do mnie i widziałeś, jak wychodzi ode mnie Alina. Powiedziałeś, że miała w torbie piżamę. Na tej podstawie bezpieka zrobiła charakterystykę Aliny, że się źle prowadziła.
- Bogdan, to nie ja. W ogóle sobie takiej sytuacji nie przypominam.
Borusewicz: - Pochodzisz ze wspaniałej, bardzo porządnej rodziny. Mama świetna, wspaniały ojciec, super siostra. Dlaczego to robiłeś?
- Z durnoty, Bogdan, z durnoty.
Mija półtorej godziny od początku spotkania. Borusewicz milczy. Fotoreporterzy robią zdjęcia. Cholewa chce usłyszeć słowa przebaczenia, patrzy proszącym wzrokiem.
- Powiedziałem to, bo mam nadzieję, że teraz będzie mi lżej - kwituje.
Borusewicz nagle kuli się, zakrywając twarz, i zaczyna szlochać. Nie podaje Cholewie ręki. Cholewa jest czerwony na twarzy, ale ma suche oczy.
- Tak, myślę, że będzie ci teraz lżej - mówi po chwili Borusewicz. - Byłeś fragmentem mechanizmu tego nieludzkiego systemu. No dobra Mietek, jedź do domu, powiedz dzieciom. Musisz to szybko zrobić, bo jak dowiedzą się o tym nie od ciebie, będzie za późno.