W chwili, kiedy postacie życia publicznego mówią otwarcie o swoich uzależnieniach, kiedy telewizyjne wiadomości czyta dziennikarz zmagający się z chorobą nowotworową, spektakl Jerzego Grzegorzewskiego o jego własnej chorobie alkoholowej nie powinien wywoływać ani zdziwienia, ani oburzenia. Przeciwnie, należy docenić odwagę artysty, który przyznał się publicznie do słabości, a teatr potraktował jako rodzaj terapii. I wspierać go w walce z chorobą.
Podstawą przedstawienia stał się monolog autorstwa córki reżysera Antoniny Grzegorzewskiej zatytułowany "On". To bolesny zapis osobowości alkoholika, który powoli traci kontakt z rzeczywistością i pogrąża się w świecie własnych manii prześladowczych. Część druga spektaklu to autorski scenariusz Grzegorzewskiego, oparty na fragmentach "Powrotu Odysa" Stanisława Wyspiańskiego, ze śmiercią jako motywem przewodnim.
Połączenie inspirowanego osobistą historią monologu z jedną z ostatnich sztuk Wyspiańskiego, którą dramaturg pisał w obliczu śmiertelnej choroby, mogło dać szczery do bólu spektakl o walce człowieka ze słabością, o upadaniu, ale i o podnoszeniu się z upadku. Problem w tym, że Jerzy Grzegorzewski nie jest w stanie zrealizować przedstawienia tego formatu. To tak, jakby Wieniedikt Jerofiejew, pisząc "Moskwę - Pietuszki" , nie trafiał w klawisze.
Spektakl w Narodowym wyreżyserował przypadek. Składa się on z luźno powiązanych scen, z których jedne są skończone, inne nawet niedotknięte ręką reżysera. Pierwsza część istnieje dzięki szalonej determinacji Jerzego Radziwiłowicza, który na tekście Antoniny Grzegorzewskiej zbudował własny monodram o rozpadzie człowieka miażdżonego przez chorobę. Nie udając ani przez chwilę pijanego, przechodzi przez wszystkie fazy picia - od euforii, przez agresję, aż po głęboką depresję, z której nie mogą wyleczyć żadne kroplówki. To wielka rola, niestety, odosobniona.
Część druga oparta na Wyspiańskim jest żenującym zmaganiem się aktorów z nieobecnością reżysera, z niezrozumieniem zadań i sytuacji. Wykonawcy co prawda sprytnie udają, że chaos był zamierzony, raz po raz ktoś zadaje pytanie, czy rzeczywiście musimy to grać. W końcu dyrektor Jan Englert (grający też w przedstawieniu) usiłuje przejąć reżyserię i poprowadzić spektakl, chociaż sam przyznaje, że nie sposób być zarazem i aktorem, i reżyserem. W efekcie zamiast osobistego spojrzenia na sztukę Wyspiańskiego powstaje spektakl pod tytułem "Nie możemy zagrać "Powrotu Odysa", ponieważ reżyser jest ciągle pijany". Podobna kwestia pada nawet ze sceny.
Decyzja dyrekcji Narodowego, aby doprowadzić do tej premiery, jest kontrowersyjna. Z jednej strony zasługuje na szacunek jako gest solidarności z artystą, który walczy z chorobą, z drugiej - budzi sprzeciw jako nadużycie wobec publiczności, której sprzedaje się bilety na przedstawienie o tym, dlaczego przedstawienie nie mogło powstać. Grzegorzewski-scenograf co prawda zlikwidował kilka pierwszych rzędów i poprzewracał fotele, niestety, na sali zostało jeszcze sporo miejsc dla ludzi, którzy nie są wtajemniczeni w kulisy przedstawienia. A to podobno publiczność jest w teatrze najważniejsza.
Teatr Narodowy w Warszawie: Antonina Grzegorzewska "On", Jerzy Grzegorzewski "Drugi powrót Odysa", reżyseria i scenografia Jerzy Grzegorzewski, muzyka Stanisław Radwan, kostiumy Barbara Hanicka, światło Mirosław Poznański, premiera 29 stycznia w Sali Bogusławskiego