BSE w Polsce: mączki wciąż groźne!

Rządowi nie udało się całkowicie uszczelnić systemu kontroli nad mączkami mięsno-kostnymi. Najgroźniejsze odpady z uboju zwierząt, przenoszące chorobę BSE, nie zawsze są spalane i mogą trafiać nawet do paszy dla zwierząt - ustaliła ?Gazeta?

Zakaz karmienia zwierząt mączkami mięsnymi wprowadziła Unia pod koniec lat 90. Naukowcy uznali wówczas, że to właśnie karmienie mączkami spowodowało rozwój choroby szalonych krów i zagrożenie dla spożywających zakażone mięso ludzi.

Najpierw zakaz karmienia dotyczył tylko bydła i owiec, później wszystkich zwierząt. Ten zakaz obowiązuje też w Polsce od ponad dwóch lat. Mączkę, która pochodzi z utylizacji odpadów zwierzęcych, podzielono na dwie grupy - jedną, mniej szkodliwą (nie przenosi prionów wywołujących choroby szalonych krów), można stosować jako nawóz do gleby, druga grupa musi zostać w całości spalona.

Na paszę

Jak ujawniliśmy dwa tygodnie temu, przez ponad rok te mniej szkodliwe mączki i tak mogły trafiać do pasz. Nieuczciwi hodowcy kupowali je niby do uszlachetniania gleby, a karmili nimi zwierzęta.

Rolnik Stanisław W., mieszkaniec jednej ze świętokrzyskich wsi, kupił w zeszłym roku w zakładzie utylizacyjnym 20 ton mączki mięsno-kostnej, by nią "uszlachetnić glebę". Tyle że na jego pół hektara ziemi wystarczyłoby 100 kg mączki. Po co więc 20 ton? Stanisław W. ma dużą fermę świń, ok. 1,6 tys. sztuk, które mączkę bardzo lubią i na której doskonale się tuczą.

Liczni nieuczciwi hodowcy byli bezkarni, bo nieuchwytni - kupowali mączki, podając fałszywe nazwiska i adresy, a nikt ich nie sprawdzał. Kiedy potem weterynarze chcieli skontrolować wykorzystanie mączek, nie mogli oszustów odnaleźć.

- Wszyscy wiemy, że rolnicy wykupują mączkę na paszę dla świń i drobiu, ten zakaz to lipa - mówi Jerzy Byczyński, właściciel zakładów utylizacyjnych Saria.

Rząd postanowił uszczelnić obrót - od 1 stycznia obowiązuje już rozporządzenie ministra rolnictwa, które uzależnia sprzedaż mączki przez zakład utylizacyjny od liczby hektarów, jakie posiada nabywca. Na każdy hektar sprzedanej ziemi rolnik może kupić 5 ton mączki, ale tylko raz na dwa lata i to pod określone uprawy, np. zboża, kukurydzę, rośliny motylkowe i trawy. Kopię swojego oświadczenia o zakupie musi złożyć u powiatowego lekarza weterynarii.

Nie docierają do spalarni

Bezpieczna mączka na nawóz powstaje z odpadów tzw. III kategorii. Każdy zakład mięsny ma także odpady I i II kategorii, które odpowiadają za chorobę BSE - to np. górne fragmenty kręgosłupa czy łby. Te po przerobieniu na mączkę muszą trafić do spalarni - zwykle do Zakładów Azotowych w Tarnowie, nie mogą być wykorzystane przez rolników.

Jak wynika z naszych informacji, system nie jest szczelny.

Zakłady mięsne mają obowiązek segregowania odpadów bydlęcych i owczych - kategoria I i II trafia do pojemników oznaczonych kolorem fioletowym, a reszta do pojemników białych. Ale właściciel jednego z zakładów utylizacyjnych twierdzi, że nie wszystkie firmy przestrzegają przepisów. Zdarza się, że po odpady fioletowe i białe przyjeżdża tylko jeden samochód, do którego wrzuca się zawartość wszystkich pojemników - potem już nikt tego nie jest w stanie oddzielić. Zresztą jak przyjedzie samochód z przyczepą (czyli na przyczepę ładuje się np. odpady fioletowe, a na samochód białe), to też nie wiadomo, co się z tym dzieje za bramą zakładu utylizacyjnego.

W efekcie najgroźniejsze odpady, które na pewno miały być spalone, wcale do spalarni trafić nie muszą. Jeśli zaś nieuczciwi hodowcy znów znajdą sposób na obejście przepisów, tak by kupować mączki na paszę, groźne odpady mogą trafić do karmy dla zwierząt.

W Niemczech, kraju, gdzie jest podobna liczba zwierząt co w Polsce, blisko 10 proc. odpadów uznaje się za odpady kategorii I i II. U nas jest tych odpadów tylko ok. 2 proc. Zdaniem Jerzego Byczyńskiego to zbyt duża różnica, by można ją było wytłumaczyć błędem statystycznym. (