Akcję zorganizowała Helsińska Fundacja Praw Człowieka i magazyn
"Książki", a uroczystość odbyła się w areszcie śledczym przy ul. Rakowieckiej w Warszawie, gdzie za książki dziękował gen. Jan Pyrcak, dyrektor Centralnego Zarządu Służby Więziennej. - Książka to najwyższe dobro, jakie możemy dostarczyć osadzonym - mówił generał.
Więzienne biblioteki liczą 1,6 mln woluminów, jednak duża część to spuścizna po PRL-u, której więźniowie nie chcą czytać. - Czekają na nowości. Do ulubionych gatunków należy literatura prawna i beletrystyka, w tym kryminały - mówił Kajetan Dubiel z CZSW. - W więzieniach odsetek czytelników jest wyższy niż na wolności, jeden osadzony czyta średnio 4,5 książki rocznie, podczas, gdy średnia krajowa wynosi 0,6 książki rocznie. Na początku lat 90. nie mieliśmy jeszcze tego problemu, jednak ostatnio trafia nam się coraz więcej analfabetów.
- Człowiek, który kiedykolwiek czytał książkę, nie może być do końca zły - uważa por. Ryszard Seroczyński, który od lat w zakładzie karnym we Włocławku prowadzi bibliotekę i kółko literackie. - Niektórzy więźniowie przynoszą mi swoje utwory ukradkiem, bo wstydzą się kolegów z celi.
Seroczyński przywiózł ze sobą dwóch wychowanków, którzy za więziennymi murami zaczęli pisać. - Nie wyobrażam sobie odbywania kary bez książek - powiedział Piotr Bogdanowicz, który odsiedział już 14 lat, a w międzyczasie został wspóautorem pięciu książek, napisał tom wierszy. - Pozwalają się czegoś nauczyć, uciec od więziennej rzeczywistości. Widziałem twardych facetów, którzy ronili łzy, czytając poezję.