Do tej pory wiadomo było tyle: najbardziej depresyjny dzień roku jest gdzieś w drugiej dekadzie stycznia. Potwierdzają to liczby: o ile w Polsce jednego dnia samobójstwo popełnia średnio 12 osób, to w drugiej dekadzie stycznia ponad 20! Podobną prawidłowość pokazują statystki np. na Wyspach Brytyjskich.
- Postanowiłem zbadać dokładniej "syndrom końca stycznia" - mówi Cliff Arnall, dr matematyki z uniwersytetu w Cardiff. Razem z kolegami wybrał pięć zmiennych mających największy wpływ na nasze samopoczucie: 1. Zła pogoda, która historycznie najczęściej miała tego dnia miejsce; 2. Zobowiązania finansowe (żeby kupić świąteczne prezenty, często zaciągnęliśmy długi. Teraz to odczuwamy najbardziej); 3. Prawdopodobieństwo, że jesteśmy wypoczęci (czas, który minął od świąt Bożego Narodzenia); 4. Prawdopodobieństwo, że realizujemy nasze plany życiowe (czas, który minął od dnia, w którym złamaliśmy nasze postanowienie noworoczne i wróciliśmy do nałogu - palenie, rezygnacja z narzuconej diety); 5. Prawdopodobieństwo, że mamy powód, aby "z niecierpliwością czekać na kolejny dzień" (krótkoterminowa motywacja).
Pod te zmienne podstawił dane, które zebrał z ankiety przeprowadzonej wśród tysiąca Brytyjczyków. I co wyszło? - 24 stycznia odczuwamy już brak pieniędzy, bo oddajemy długi, które zaciągnęliśmy, żeby kupić bożonarodzeniowe prezenty, a baterie, które naładowaliśmy podczas świąt, już zdążyły się rozładować. Dodatkowo to poniedziałek, czyli weekend minął i zaczyna się pracowity tydzień.