Bollywood jest trendy

Indyjskie kino, które podbija świat, dotarło właśnie do Polski. W piątek premiera wielkiego przeboju ?Czasem słońce, czasem deszcz". Czy Bollywood zagości u nas na dłużej?

Swoją popularność na Zachodzie kino orientalne zawdzięcza festiwalom. Japonia zaistniała dla kina w 1951 roku, kiedy "Rashomon" Kurosawy zdobył Oscara i Złotego Lwa w Wenecji. Nowe kino chińskie zwróciło na siebie uwagę na początku lat 90. dzięki zwycięstwom w Wenecji i Cannes, a południowokoreańskie - w ubiegłym roku, kiedy Park Chan-wook dostał na francuskim festiwalu Grand Prix za "Oldboya".

Bollywood - największa kinematografia świata produkująca przynajmniej 800 filmów rocznie - przeszedł jednak inną drogę do sławy. Indyjskie kino ma długą historię. Pierwszy krótkometrażowy film powstał już 1899 roku, a pierwszy długometrażowy obraz religijny z 1913 roku zapoczątkował nad Gangesem rozwój X Muzy, która przejęła rolę tradycyjnego teatru. W latach 30. i 40. Hindusi podchwycili wiele pomysłów z amerykańskich musicali, a kiedy te traciły na popularności, pełne tańca i muzyki indyjskie filmy rozwijały się nadal. Lata 50., 60. i 70. uważane są za złotą epokę Bollywoodu, wtedy bowiem kino stało się jednym z fundamentów narodowej tożsamości Hindusów. To wówczas wypracowano konwencję pełną tańców i śpiewu, z gloryfikacją życia rodzinnego i dwojgiem protagonistów, którzy muszą pokonać liczne przeszkody, żeby odnaleźć szczęście w happy endzie.

Milenijny atak Bollywoodu

W latach 80. Bollywood sięgnął po wzory kina akcji z Zachodu i Hongkongu. W latach 90. dzięki licznej indyjskiej diasporze - w Malezji, Kenii, RPA czy Wielkiej Brytanii - filmy z Indii zaczęły przynosić zyski poza granicami kraju. Pod koniec dekady na Wyspach Brytyjskich indyjskie produkcje zajmowały nawet miejsca w pierwszej dziesiątce weekendowej listy kasowych przebojów, a w 1999 roku megagwiazdor Bollywoodu Amitabh Bachhan zwyciężył w milenijnym plebiscycie BBC na najlepszego aktora.

Indyjskie filmy zaczęły przyciągać rdzennych Brytyjczyków. W jeden z weekendów 2001 roku bollywoodzka superprodukcja z udziałem Bachhana - "Czasem słońce, czasem deszcz" - zajęła trzecie miejsce pod względem dochodów ze sprzedaży biletów (konkurując m.in. z "Harrym Potterem").

2001 rok w Wenecji przyniósł pierwszą w historii nagrodę Złotego Lwa dla kobiety - Miry Nair. Jej "Monsunowe wesele" nie było typową indyjską produkcją, bo zabrakło w nim licznych piosenek, tańców i ckliwej fabuły, a za uwodzicielskimi obrazami kryła się krytyka hipokryzji i iluzji Bollywoodu. Chociaż zakazano go w Indiach (podobnie jak poprzedniego dzieła Nair - "Kamasutry" z 1996 roku), film przyczynił się do wzrostu zainteresowania Indiami.

Kulminacja tego zainteresowania nastąpiła w 2002 roku, kiedy nominację do Oscara zdobył po raz pierwszy w historii indyjski film "Lagaan" - opowieść o krykiecie, miłości i indyjskim patriotyzmie - a w Wielkiej Brytanii ogłoszono "lato Bollywoodu". Indyjskie kino podbiło festiwale i telewizję, a musical "Bombay Dreams" Andrew Lloyda Webera - odniósł wielki sukces. Orientalne brzmienia wypełniły kluby, a moda trafiła na ulicę. Bollywood stał się trendy.

Do rozpętania tej fascynacji przyczynili się sami producenci, którzy przeżywają chude lata, bo zdecydowana większość filmów w Indiach nie zarabia na siebie w kraju. Chociaż codzienne odwiedza tam kino 15 milionów osób, to krociowe zyski odbierają filmowcom piraci. Za Bollywoodem ciągnie się także cień indyjskiej mafii, która podporządkowała sobie filmowy biznes w latach 80. Szukając nowych rynków, Bollywood przeżywa największą w swojej historii transformację.

Całusy, striptizerzy i duchy

Na fali zmian Bollywood eksperymentuje z nowymi gatunkami. Przebojem okazał się horror "Raaz" (2002), który sprawił, że Hindusi polubili się bać, co potwierdziły takie filmy, jak "Saaya" (2003) czy "Bhoot" (2003). Chociaż w indyjskich horrorach - zgodnie z konwencją - aktorzy również tańczą i śpiewają, "Bhoot" pozbawiony był tytułowej piosenki. Zapoczątkowany został także nowatorski w Indiach trend - zarabianie na sprzedaży związanych z filmem gadżetów. W 2003 roku wyprodukowano też pierwszy indyjski film s.f. "Koi Mil Gaya", w którym przy efektach pracowali fachowcy z Hollywood.

Padają również obyczajowe tabu. W takich filmach, jak "Jism" (2003) czy "Khwahish", bohaterowie pieszczą się i całują - rzecz nie do pomyślenia w stuletniej historii Bollywoodu. Emocje wzbudził "Oops" (2003) - indyjskie echo "Goło i wesoło".

Bollywood zaczyna walczyć z problemami społecznymi. Po tym, jak raport Światowej Organizacji Zdrowia oskarżył Indie o to, że bohaterowie większości filmów zachęcają do palenia, część aktorów wzięła udział w społecznej akcji zwalczania nałogu. W ubiegłym roku szum wywołał film "Phir Milenge", który jako pierwszy poruszył temat AIDS, opowiadając historię zarażonej HIV indyjskiej kobiety sukcesu.

Na podbój Zachodu

W Wielkij Brytanii Bollywood zadomowił się na dobre. Brytyjskie media prowadzą poświęcone mu serwisy, a nie wiedzieć, kim jest Amithabh Bachhan albo Aishwarya Rai - to towarzyska wpadka. Kino w indyjskim stylu bierze się za reinterpretację brytyjskiego dziedzictwa. W październiku ub. roku bardzo spodobał się film "Bride and Prejudice" - ekranizacja powieści Jane Austen w realiach współczesnych Indii. Dzięki Brytyjczykom Bollywoodem zainteresowali się Amerykanie. Największe amerykańskie studia otwierają nad Gangesem swoje oddziały, a aktorzy i filmowcy indyjskiego pochodzenia - jak Mira Nair cz Aishwarya Rai - robią karierę w USA.

Kino Japonii i Hongkongu wpłynęło na amerykańskie filmy akcji. Czy Bollywood, który zachował zapomnianą formę musicalu, odnowi ten gatunek na Zachodzie?