Dwugłos w sprawie niepodległości Czarnogóry

W niedzielę odbędą się przełomowe wybory parlamentarne w Czarnogórze, które określą, czy pozostanie ona w federacji z Serbią. Od północy z czwartku na piątek obowiązuje cisza wyborcza. Według ostatnich sondaży popierająca niepodległość Koalicja Demokratyczna prezydenta Milo Dziukanovicia może liczyć na 45 proc. głosów. Przeciwnicy niepodległości z bloku Razem dla Jugosławii dostaną prawdopodobnie 10 proc. głosów mniej. Oto dwa głosy Czarnogórców - za i przeciw niepodległości

Dwugłos w sprawie niepodległości Czarnogóry

W niedzielę odbędą się przełomowe wybory parlamentarne w Czarnogórze, które określą, czy pozostanie ona w federacji z Serbią. Od północy z czwartku na piątek obowiązuje cisza wyborcza. Według ostatnich sondaży popierająca niepodległość Koalicja Demokratyczna prezydenta Milo Dziukanovicia może liczyć na 45 proc. głosów. Przeciwnicy niepodległości z bloku Razem dla Jugosławii dostaną prawdopodobnie 10 proc. głosów mniej. Oto dwa głosy Czarnogórców - za i przeciw niepodległości

Trzeba spróbować

Marcin Wojciechowski: Zawsze był Pan zwolennikiem czarnogórskiej niepodległości. Dlaczego?

Ranko Krivokapić*: Czarnogóra była niepodległa przez prawie 50 lat od czasu Kongresu Berlińskiego w 1878 r. do I wojny światowej. W Cetinje - naszej dawnej stolicy - do dziś zachowały się budynki ambasad i konsulatów najważniejszych wówczas państw świata. Czarnogóra istniała od wczesnego średniowiecza, ale nie zawsze była samodzielna. Teraz powstała realna szansa na odzyskanie niepodległości. Następna będzie za 50-100 lat albo wcale. Byłoby głupotą nie skorzystać z tej szansy.

Przeciwnicy niepodległości mówią, że Czarnogórcy niczym nie różnią się od Serbów.

- Jesteśmy braćmi. Mamy ten sam język, kulturę, większość Czarnogórców - podobnie jak Serbowie - wyznaje prawosławie. Mimo to czujemy, że jesteśmy inni. W końcu przez 1000 lat nazywamy się Czarnogórcami, a nie Serbami.

Czy państwo, które ma 650 tys. mieszkańców może być samodzielne?

- Jeżeli uda się nam stworzyć efektywną gospodarkę rynkową, to niepodległość zostanie obroniona. Jeżeli nie, to Czarnogóra upadnie. By się o tym przekonać, trzeba spróbować.

Mówi się, że Czarnogóra to państwo mafijne, gdzie powiązania władzy i biznesu są bardzo silne.

- To prawda, że politycy mają zbyt duży wpływ na gospodarkę. Nasze reformy, np. prywatyzacja, nie są zbyt zaawansowane. Demokracja też jest w powijakach. Jednak sondaże mówią same za siebie: 80 proc. Czarnogórców popiera wejście do NATO, 60 proc. jest za integracją z Unią Europejską, a ponad połowa chce pełnej współpracy z haskim Trybunałem ds. Zbrodni Wojennych w b. Jugosławii. Jesteśmy znacznie bardziej zaawansowani w reformach niż Serbia, a świat każe nam czekać na Belgrad. To niesprawiedliwe. Dlaczego mamy teraz ponosić karę za to, że przez ostatnie cztery lata zachowywaliśmy się przyzwoicie?

Kto pierwszy może uznać niepodległość Czarnogóry w przypadku jej ogłoszenia?

- Serbia powoli dojrzewa do tego. Vojislav Kosztunica, obecny prezydent Jugosławii, zdaje sobie sprawę, że jeżeli chce pozostać u władzy, to wkrótce będzie musiał stanąć w wyborach na prezydenta Serbii. Moim zdaniem pierwszym krajem, który uzna niepodległość Czarnogóry, będzie właśnie Serbia, drugim Stany Zjednoczone, a potem cały świat, w tym także - mam nadzieję - i Polska.

* Ranko Krivokapić jest wiceszefem Partii Socjaldemokratycznej wchodzącej w skład Koalicji Demokratycznej

Nie damy się przekupić

Marcin Wojciechowski: Dlaczego pańska partia jest przeciwko niepodległości Czarnogóry?

Emilo Labudović* : Serbowie i Czarnogórcy to bratnie narody, które powinny żyć w jednym państwie. Jesteśmy za utrzymaniem autonomii Czarnogóry, ale w ramach jednego państwa z Serbią. Nie zgadzamy się, że formuła Jugosławii wyczerpała się. Nie ma dziś żadnych przeszkód, by stosunki między Serbią i Czarnogórą były partnerskie i demokratyczne. Wystarczy już podziałów na Bałkanach.

Zwolennicy niepodległości nie chcą całkowicie zrywać stosunków z Serbią. Proponują konfederację lub związek dwóch niepodległych państw.

- Po co zastępować federację konfederacją. To świadczy tylko o ogromnych ambicjach prezydenta Dziukanovicia. Nie może pogodzić się z tym, że uwaga całego świata przeniosła się z maleńkiej Czarnogóry na Serbię. Dlatego wbrew stanowisku całego świata prze do niepodległości.

Belgrad wiele razy próbował szantażować Czarnogórę, m. in. za pomocą stacjonujących tu jednostek armii jugosłowiańskiej, blokady granic. Trudno się dziwić, że Dziukanović chce się wreszcie pozbyć tej presji.

- Władze w Belgradzie broniły jedności Jugosławii. Nie mówię, że nie popełniały błędów, ale to Dziukanović faktycznie zniszczył federację.

Jak się zachowa pańska partia w przypadku ogłoszenia referendum w sprawie niepodległości?

- Mam nadzieję, że nie dojdzie do referendum. Jeżeli jednak dojdzie, to będziemy agitowali za pozostaniem w Jugosławii.

A jeśli przegracie? Czy podobnie jak w styczniu 1998 r. będziecie próbowali dokonać zamachu stanu?

- To nie był zamach stanu, ale obrona demokracji. Naszym zdaniem wybory prezydenckie w 1997 r. zostały sfałszowane. Wystąpiliśmy w obronie swojego kandydata [Momira Bulatovicia, zaufanego Slobodana Miloszevicia, do października ub.r. premiera Jugosławii - red.], który według naszych obliczeń zdobył większość. Obawiam się, że referendum w sprawie niepodległości także nie będzie uczciwe, podobnie jak obecna kampania wyborcza. Prezydent Dziukanović i rząd przeznaczyli ogromne środki, w tym także z budżetu, na kampanię swojej Koalicji Demokratycznej. Nas nie stać na takie wydatki. Wierzę jednak, że większość Czarnogórców nie da się tak łatwo przekupić.

*Emilo Labudović jest rzecznikiem Socjalistycznej Partii Narodowej (SNP), która tworzy koalicję Razem dla Jugosławii. SNP była przez lata głównym zapleczem Slobodana Miloszevicia w Czarnogórze.

Rozmawia w Podgoricy Marcin Wojciechowski