Ranko Krivokapić*: Czarnogóra była niepodległa przez prawie 50 lat od czasu Kongresu Berlińskiego w 1878 r. do I wojny światowej. W Cetinje - naszej dawnej stolicy - do dziś zachowały się budynki ambasad i konsulatów najważniejszych wówczas państw świata. Czarnogóra istniała od wczesnego średniowiecza, ale nie zawsze była samodzielna. Teraz powstała realna szansa na odzyskanie niepodległości. Następna będzie za 50-100 lat albo wcale. Byłoby głupotą nie skorzystać z tej szansy.
- Jesteśmy braćmi. Mamy ten sam język, kulturę, większość Czarnogórców - podobnie jak Serbowie - wyznaje prawosławie. Mimo to czujemy, że jesteśmy inni. W końcu przez 1000 lat nazywamy się Czarnogórcami, a nie Serbami.
- Jeżeli uda się nam stworzyć efektywną gospodarkę rynkową, to niepodległość zostanie obroniona. Jeżeli nie, to Czarnogóra upadnie. By się o tym przekonać, trzeba spróbować.
- To prawda, że politycy mają zbyt duży wpływ na gospodarkę. Nasze reformy, np. prywatyzacja, nie są zbyt zaawansowane. Demokracja też jest w powijakach. Jednak sondaże mówią same za siebie: 80 proc. Czarnogórców popiera wejście do NATO, 60 proc. jest za integracją z Unią Europejską, a ponad połowa chce pełnej współpracy z haskim Trybunałem ds. Zbrodni Wojennych w b. Jugosławii. Jesteśmy znacznie bardziej zaawansowani w reformach niż Serbia, a świat każe nam czekać na Belgrad. To niesprawiedliwe. Dlaczego mamy teraz ponosić karę za to, że przez ostatnie cztery lata zachowywaliśmy się przyzwoicie?
- Serbia powoli dojrzewa do tego. Vojislav Kosztunica, obecny prezydent Jugosławii, zdaje sobie sprawę, że jeżeli chce pozostać u władzy, to wkrótce będzie musiał stanąć w wyborach na prezydenta Serbii. Moim zdaniem pierwszym krajem, który uzna niepodległość Czarnogóry, będzie właśnie Serbia, drugim Stany Zjednoczone, a potem cały świat, w tym także - mam nadzieję - i Polska.
* Ranko Krivokapić jest wiceszefem Partii Socjaldemokratycznej wchodzącej w skład Koalicji Demokratycznej
Emilo Labudović* : Serbowie i Czarnogórcy to bratnie narody, które powinny żyć w jednym państwie. Jesteśmy za utrzymaniem autonomii Czarnogóry, ale w ramach jednego państwa z Serbią. Nie zgadzamy się, że formuła Jugosławii wyczerpała się. Nie ma dziś żadnych przeszkód, by stosunki między Serbią i Czarnogórą były partnerskie i demokratyczne. Wystarczy już podziałów na Bałkanach.
- Po co zastępować federację konfederacją. To świadczy tylko o ogromnych ambicjach prezydenta Dziukanovicia. Nie może pogodzić się z tym, że uwaga całego świata przeniosła się z maleńkiej Czarnogóry na Serbię. Dlatego wbrew stanowisku całego świata prze do niepodległości.
- Władze w Belgradzie broniły jedności Jugosławii. Nie mówię, że nie popełniały błędów, ale to Dziukanović faktycznie zniszczył federację.
- Mam nadzieję, że nie dojdzie do referendum. Jeżeli jednak dojdzie, to będziemy agitowali za pozostaniem w Jugosławii.
- To nie był zamach stanu, ale obrona demokracji. Naszym zdaniem wybory prezydenckie w 1997 r. zostały sfałszowane. Wystąpiliśmy w obronie swojego kandydata [Momira Bulatovicia, zaufanego Slobodana Miloszevicia, do października ub.r. premiera Jugosławii - red.], który według naszych obliczeń zdobył większość. Obawiam się, że referendum w sprawie niepodległości także nie będzie uczciwe, podobnie jak obecna kampania wyborcza. Prezydent Dziukanović i rząd przeznaczyli ogromne środki, w tym także z budżetu, na kampanię swojej Koalicji Demokratycznej. Nas nie stać na takie wydatki. Wierzę jednak, że większość Czarnogórców nie da się tak łatwo przekupić.
*Emilo Labudović jest rzecznikiem Socjalistycznej Partii Narodowej (SNP), która tworzy koalicję Razem dla Jugosławii. SNP była przez lata głównym zapleczem Slobodana Miloszevicia w Czarnogórze.
Rozmawia w Podgoricy Marcin Wojciechowski