Reedycje (powtórne wydania) lepiej wyglądają, lepiej brzmią - to idealny prezent dla fana. Przy tym reedycja to niemal zawsze dobry interes. Plusów jest wiele - wydawane jest coś, co ktoś już zna, więc nie trzeba promować. Koszty są mniejsze, możliwość zysku większa. Zwykle trzeba tylko poprawić brzmienie, nową wersję uatrakcyjnić, najlepiej bonusami w postaci dodatkowych utworów, albo (co ostatnio bardzo modne) plików wideo (np. z teledyskami lub fragmentami koncertów dokumentującymi zespół w czasach, gdy płyta ukazała się po raz pierwszy).
Jeden z powodów wydawania reedycji to konieczność udokumentowania pewnego okresu na polskim rynku fonograficznym. W latach 80. płyty z polskim rockiem ukazywały się rzadko, tym dziwniejsze więc, że wciąż nie wszystkich możemy posłuchać na CD. Sztandarowy przykład reedycji, której wciąż nie ma, a na którą ludzie czekają, to "Fala", składanka z roku 1984, z utworami m.in. Kryzysu, Izraela i Tiltu - wiele z nich oficjalnie nie ukazało się nigdy potem.
Sentymentem i szacunkiem dla starej muzyki często kierują się mniejsze firmy: W Moich Oczach (która w ostatnich latach wznowiła wszystkie płyty grupy Izrael i album Deadlocka, a w planach ma reedycję legendarnego "Króla much" grupy Kryzys), Zima (archiwalne nagrania R.A.P.-u, Śmierci Klinicznej i Moskwy), Rockers Publishing (seria "Lekcja historii", w ramach której ukazały się nagrania Zielonych Żabek, Sedesu i Defektu Muzgó), Mami (Gedeon Jerubaal), Pop Noise (One Milion Bulgarians, Tzn. Xenna, Brygada Kryzys). Wiele z tych płyt to nawet nie reedycje w ścisłym tego słowa znaczeniu, ale po raz pierwszy wydane nagrania, które dotąd znane były tylko z kaset.
Przez cały czas stare polskie płyty wznawia też MTJ (ostatnio m.in. trzypłytowy box grupy Daab) oraz Polskie Nagrania (debiut Exodus). Ta ostatnia nie musi martwić się o licencje czy prawa autorskie - nabyła je jeszcze w latach 80. (artyści często podpisywali wtedy umowy, na mocy których otrzymywali jednorazową zapłatę za nagranie płyty, a wszelkie prawa przechodziły na wydawcę).
Fonograficzni potentaci stawiają na zagranicę, sprawdzone polskie gwiazdy albo popprodukty. Ze starych rzeczy wydają głównie składanki (np. "Złota kolekcja" Pomatonu EMI) lub wielopłytowe boksy (Grzegorz Ciechowski, Marek Grechuta, Czesław Niemen). Reedycje pojedynczych płyt raczej ich nie interesują.
Wykorzystała to znana dotąd głównie z muzyki metalowej firma Metal Mind Productions, która w ubiegłym roku wykupiła licencje i na nowo wydała płyty (często pełne dyskografie) kilkunastu polskich artystów z lat 80. i wczesnych 90. - to m.in. Houk, Proletaryat, Ziyo, Ankh, TSA, Illusion, Dezerter, Armia, Leszek Winder i Jan Skrzek.
Metal Mind Productions może pochwalić się też 22-płytowym boksem SBB, a niedawno wydała trzy płyty DVD z archiwalnymi koncertami SBB, Armii i TSA.
Te płyty sprzedają się zwykle w kilku tysiącach egzemplarzy (składanka "Kultowa dekada" z piosenkami m.in. Kultu, Tiltu, Variete i Dezertera, wydana przez Polskie Radio, właśnie dobija do 5 tys., a na luty firma przygotowuje drugą część). Zważywszy, że takie wyniki z trudem osiąga wielu usilnie promowanych wykonawców, nie jest źle. Oznacza to jednak, że często wolimy słuchać rzeczy starych niż nowych, a to nie najlepiej świadczy o wykonawcach współczesnych.