Kradzież dokumentów na Wawelu

Ponad 1500 dokumentów, w tym cenne archiwalia z autografami polskich królów, zniknęły z oddziału Archiwum Państwowego na Wawelu. O kradzież podejrzewa się byłego kustosza

Olbrzymie straty w wawelskim archiwum ujawniła wewnętrzna kontrola. Wstępnie szacuje się je na ponad milion złotych. Większość brakujących dokumentów powstała w XVI, XVII i XVIII w. Są wśród nich przywileje, dokumenty i listy królewskie warte na rynku antykwarycznym po kilka, a nawet kilkanaście tysięcy złotych. Najstarszy podpisał w 1493 r. król Jan Olbracht. Zniknęła także część korespondencji arystokratów i twórców kultury (m.in. Wincentego Pola, Seweryna Goszczyńskiego). Nie odnaleziono aktu mianowania targowiczanina Seweryna Rzewuskiego na hetmana polnego koronnego ani paszportu wystawionego przez Iwana Bohuna, pierwowzoru bohatera z "Ogniem i mieczem" Sienkiewicza.

- Ponieśliśmy bardzo dotkliwe straty. Nie zginęły jednak żadne dokumenty istotne dla polskiej historii i kultury. Większość była masowo wydawana przez dawne urzędy - uważa dyrektor Sławomir Radoń z Archiwum Państwowego w Krakowie.

Tzw. lustrację zbiorów zarządzono w całym kraju po wykryciu pierwszych kradzieży w połowie 2002 r. na Wawelu. Początkowo sądzono, że zniknęło kilkaset dokumentów o wartości 150 tys. zł. W następnych miesiącach znaczną ich część odzyskano, sprawdzając antykwariaty. Śledztwo doprowadziło do Franciszka Z., kustosza wawelskiego archiwum i jego znajomego archiwisty Piotr K. z Wieliczki. Ten drugi przyznał się do sprzedaży w antykwariatach dokumentów, które wynosił kolega. Zyskami dzielili się po połowie.

Prokuratura nie stwierdziła zaniedbań w nadzorze nad zbiorami i nie oskarżyła kierownictwa archiwum. Teraz zapowiada wznowienie śledztwa zawieszonego w związku z chorobą podejrzanych.

- Miałem zaufanie do tego kustosza. Najtrudniej uchronić się przed wewnętrznym złodziejem - powiedział "Gazecie" dyrektor Radoń, zapewniając, że podczas kontroli zewidencjonowano i dodatkowo ostemplowano wszystkie zbiory.