"Kontrolerzy" Nimróda Antala już w kinach

To doskonały film, brutalny i poetycki, śmieszny i straszny, amerykański i środkowoeuropejski zarazem

Na Węgrzech "Kontrolerzy" zrobili większą furorę niż w Polsce "Killer" (1997) Juliusza Machulskiego. W 2003 r. reżyserski debiut Nimróda Antala okazał się najbardziej kasowym filmem nad środkowym Dunajem. Zdobył też nagrodę publiczności ostatniego Międzynarodowego Warszawskiego Festiwalu Filmowego.

Nic dziwnego, bo film jest przezabawną komedią o jednej z najbardziej pogardzanych grup zawodowych - kontrolerach (tu z budapeszteńskiego metra). To pomysł na scenariusz równie śmieszny i genialny w swej prostocie, jak ten u Machulskiego.

Komedia parodystyczna

"Kontrolerzy" to zdrowa dawka humoru sytuacyjnego z udziałem jeżdżących na gapę alfonsów, gejów i kibiców, pijanego maszynisty oraz ciapowatych kanarów, którzy jak dzieci dają się oszukiwać cwaniakom, a w pościgu za gapowiczami wpadają na ściany i siebie nawzajem. Podobnie jak Machulski, Antal parodiuje ikony i język amerykańskiego kina akcji już od pierwszej sceny, w której odprawę kanarów ukazuje w dramaturgii filmu policyjnego. Dalej zobaczymy współzawodnictwo kontrolerskich drużyn, które wygrażają sobie niczym uliczne gangi, albo gapowicza i kanara taksujących się niczym rewolwerowcy w westernie.

Tutaj podobieństwa się kończą, bo "Kontrolerzy" to dużo więcej niż komedia. U Antala krew buchająca z rozbitych nosów i skroni naprawdę plami. A baśniowo-brutalny, podziemny świat metra jest celną metaforą okrutnej rzeczywistości, w którą zostali wrzuceni nie tylko węgierscy kontrolerzy.

Tragedia społeczna

Tytułowi kontrolerzy to w większości nieudacznicy, których rozmaite skazy (alkoholizm, debilizm, narkolepsja czy zwykłe nieudacznictwo) pozbawiły umiejętności utrzymania się na powierzchni. Dlatego spadli na dno miasta i drabiny społecznej, gdzie bytują, wykonując pogardzane zajęcie. Ludzie odsuwają się od nich niczym od hinduskich niedotykalnych. Pasażerowie poproszeni o okazanie biletu kłamią w żywe oczy, grożą lub próbują przekupstwa. Posuwają się też do użycia przemocy, dlatego praca kontrolerów jest brutalna niczym walka o byt na afrykańskiej sawannie. Stają się łowcami, goniąc chłopaka, który uczynił z jazdy bez biletu rodzaj sportu ekstremalnego. Gdy spotkają kibiców - sami zamieniają się w spanikowaną zwierzynę łowną.

Ładunek nagromadzonej w społeczeństwie agresji przeskakuje na kontrolerów niczym na piorunochron, a ciągłe napięcie

topi nawet najtwardsze nerwy. W kapitalnej scenie zbiorowej "spowiedzi" u psychologa oglądamy lęki, marzenia i dziwactwa kanarów, które moglibyśmy uznać za swoje. Film Antala mógłby być głosem w dyskusji o "generacji nic", która toczyła się na łamach "Gazety". W filmie zagubione pokolenie uosabia Bulcsu (Sandor Csanyi) - młody człowiek, który mógł mieć lepszą przyszłość. Zamiast tego sypia na peronach, a jego życie, jak cały film Antala - toczy się pod ziemią.

Mimo ogromnego ładunku pesymizmu "Kontrolerzy" otwierają furtkę nadziei. Z tego podziemia można się wydostać.

Thriller psychoanalityczny

Mamy wreszcie w "Kontrolerach" zagadkę kryminalną - pytanie o tożsamość tajemniczego osobnika w skórzanym płaszczu, który wpycha pasażerów pod pociągi. Zagadka Cienia - bo tak nazywa się tajemniczy morderca - znajduje świetnie wytłumaczenie na gruncie psychoanalizy, a intryga, którą utkał reżyser, to dalekie echo hitchckokowskiej "Psychozy". Cień to symbol podświadomości Bulcsu, w której kryją się negatywne emocje będące reakcją na krzywdy, których doświadcza bohater. Wynikałoby z tego, że to sam Bulcsu jest zabójcą, co zresztą potwierdza śledztwo kierownictwa metra, a także fakt, że Bulcsu jest bodaj jedyną osobą, która zwraca uwagę na zakapturzoną postać i podejmuje z nią walkę wręcz.

Szofia - dziewczyna, w której się on podkochuje, uosabia za to superego bohatera. Dlatego to ona wskazuje mu we śnie norę, w której ukrywa się morderca, i to ona - ubrana w kostium elfa - poprowadzi go w końcowej scenie filmu do wyjścia na powierzchnię. Jeżeli ta interpretacja jest trafna, to może lepiej, żeby - skądinąd sympatyczny - Bulcsu nie wydostał się na powierzchnię? Wszystko zależy od wyniku walki z cieniem. A tego możemy się tylko domyślać.

"Kontrolerzy", reż. Nimród Antal, Węgry, 2003

Nimrod Antal

Urodził się w Los Angeles w 1973 r. w rodzinie węgierskich emigrantów. Bardzo wcześnie zdecydował, że chce się zajmować filmem, a w wieku 17 lat zapisał się na warsztaty filmowe. Po przeprowadzce na Węgry trafił na studia do Węgierskiej Szkoły Teatralnej i Filmowej w Budapeszcie, gdzie w 1995 r. ukończył reżyserię. Karierę zaczynał od kręcenia reklam i teledysków, w których epatował scenami z dużą ilością krwi i przemocy. Z tego powodu jeden z jego teledysków został zakazany. W 2002 r. zabrał się do pracy nad filmem "Kontrolerzy" (Kontroll), za który w 2004 r. zebrał wiele nagród, m.in. Prix de la Jeunesse na festiwalu w Cannes i nagrodę publiczności na ostatnim Warszawskim Festiwalu Filmowym.