Gazowy skandal na Ukrainie

Umowa o podwyżce cen turkmeńskiego gazu budzi w Kijowie coraz większe emocje. Rząd twierdzi, że nie dawał pełnomocnictw do jej podpisania. Analitycy spekulują o zemście Kremla za Juszczenkę

W poniedziałek Jurij Bojko, prezes państwowego koncernu paliwowego Naftohaz, podpisał umowę o zakupie w tym roku przez Ukrainę 36 mld m sześc. gazu w Turkmenii po 58 dol. za 1000 m sześc. To o prawie jedną trzecią drożej niż w ostatnich trzech latach.

Turkmenia jest głównym dostawcą gazu dla Ukrainy, zaspokaja 45 proc. jej zapotrzebowania. Podwyżki cen surowca Aszchabad zażądał nieoczekiwanie na początku grudnia i dla wzmocnienia swoich żądań od 1 stycznia wstrzymał dostawy. Wznowił je po podpisaniu nowego kontraktu.

- Umowa stworzy dla Ukrainy problem wartości 500 mln dol. - ocenił Aleksandr Gudyma, szef podkomisji do spraw gazownictwa w ukraińskim parlamencie.

W środę p.o. premiera Ukrainy Nikołaj Azarow stwierdził, że rząd w Kijowie nie rozpatrywał kwestii podwyżki i nie dawał szefowi Naftohazu pełnomocnictw do podpisania nowego kontraktu.

- Chciałem innych cen gazu, ale wszystko to muszę przestudiować. Poprosimy prezesa Naftohazu, aby wyjaśnił, czym się kierował, stawiając podpis pod kontraktem - powiedział Azarow na posiedzeniu rządu. Dodał, iż polecił ministrom finansów, gospodarki oraz przemysłu paliwowego i energetycznego przeanalizowanie kontraktu w ciągu dwóch dni.

Co na to szef Naftohazu? - Dopóki jestem prezesem, ten kontrakt nie będzie anulowany. Potem decyzję podejmie nowy rząd - stwierdził w czwartek Bojko. A jego zastępca Wadim Czuprun tłumaczył: - Czy ci, którzy wypowiadają się na temat tego kontraktu, proponują alternatywę? Jeśli za tydzień, dwa ludzie zostaliby pozbawieni gazu, to byłaby to bomba podłożona pod nowy rząd.

Ekspert do spraw energetyki Michaił Gonczar uznał, że poważnym błędem szefostwa Naftohazu było wcześniejsze podpisanie z Turkmenią wieloletniego kontrakt bez formuły cenowej, tak że Turkmenia mogła teraz stawiać ultimatum w sprawie podwyżek cen.

Gonczar nie wykluczył wpływu Rosji na turkmeńskie żądania. Wcześniej doszukiwał się go rosyjski politolog Andriej Piontkowski. Jego zdaniem w ten sposób Kreml manifestował swoje niezadowolenie z wyboru na prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki zamiast Wiktora Janukowycza, a jednocześnie przypominał Ukrainie o zależności energetycznej od Rosji.