W rejon dotknięty tsunami wracają konflikty

W cieniu akcji pomocy dla ofiar tsunami tlą się konflikty z rebeliantami w indonezyjskim Acehu i na Sri Lance

Na rekonesans na Sri Lankę, od 20 lat pogrążoną w wojnie domowej między Tamilami a rządzącymi na wyspie Syngalezami przyleciał sekretarz stanu USA. Tsunami zabiło tu 30 tys. osób. - Mam nadzieję, że duch współpracy i solidarności pozwoli przezwyciężyć konflikt - mówił Colin Powell.

Na razie jednak na to się nie zanosi. Tamilskie Tygrysy domagają się, żeby żołnierze rządowi wycofali się z obozów dla osób pozbawionych dachu nad głową. W przeciwnym razie grożą "poważnymi konsekwencjami". Oskarżają też rząd, że na tereny opanowane przez Tamilów pomoc nie dociera albo dociera w okrojonym zakresie. Przedstawiciele ONZ starają się łagodzić napięcia. - Zarządzanie obozami nie jest chyba najlepszym pomysłem - stwierdziła koordynator pomocy z ramienia ONZ, Neill Wright.

Akcję ratunkową na Sri Lance wspomaga piechota morska USA, a Powell już zastrzegł, że przybywa ona na Sri Lankę z misją humanitarną, a nie po to, żeby rozwiązywać konflikt między rządem a tamilskimi rebeliantami.

W indonezyjskiej prowincji Aceh na Sumatrze, gdzie było najwięcej ofiar, separatyści z Ruchu Wolnego Acehu i rząd ogłosili po katastrofie zawieszenie broni. Dziś rebelianci oskarżają rząd o wykorzystywanie akcji ratunkowej do przygotowania ofensywy przeciw nim. Donoszą nawet o pierwszych ofiarach tej ofensywy. Z kolei rząd uważa, że to rebelianci są stroną atakującą. Indonezyjscy wojskowi skarżą się, że potyczki utrudniają akcję ratunkową. Amerykanie ostrzegli rząd w Dżakarcie, że podarowany przez nich sprzęt wojskowy nie może być wykorzystany do walki z rebeliantami.

W piątek nad Acehem latał helikopterem sekretarz generalny ONZ Kofi Annan. - Nigdy nie widziałem tak strasznych zniszczeń - mówił potem. Ostatni bilans azjatyckiego kataklizmu to 165 tys. zabitych, z czego 113 tys. w samej Indonezji.