Gdzie trafiają listy do Pana Boga?

Listy do Pana Boga pisane w Holandii nie będą już trafiały do kosza. Dzięki interwencji małej chrześcijańskiej partii holenderska poczta TPG będzie przesyłała je do redakcji telewizji ewangelizacyjnej. Czy w Polsce też znajdzie się ktoś, kto przejmie listy do Pana Boga?

W protestanckiej Holandii tli się jeszcze tradycja pisania listów do Pana Boga, choć jest ich coraz mniej. Piszą je głównie ludzie chorzy, oczekując odpowiedzi jak cudu. Dotąd traktowano je jak inne listy, których nie można doręczyć - zwracano nadawcom lub niszczono.

André Rouvoet, przywódca małej holenderskiej chrześcijańskiej partyjki ChristenUnie (Unii Chrześcijan) mającej trzech przedstawicieli w 150-osobowym parlamencie, nie chciał się z tym pogodzić. Pytał wszystkich, dlaczego listy do Pana Boga trafiają na śmietnik, podczas gdy np. w Izraelu zgodnie ze starą tradycją rabini umieszczają je w załomkach Ściany Płaczu w Jerozolimie. Choć listów do Boga nie jest w Holandii wiele - ok. 20 rocznie - to jego zdaniem z szacunku dla adresata i ludzkiej wiary nie należy ich lekceważyć. Żaden z Kościołów nie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności za te listy. Partia skontaktowała się więc z jedną z redakcji telewizji chrześcijańskich - Evangelische Omroep (EO) z Hilversum. EO zajmująca się głównie głoszeniem Słowa Bożego przyjęła wyzwanie. Zgodziła się odpowiadać na listy na antenie. Uczestnicy programów i telewidzowie mają się po prostu modlić za ich autorów.

Polacy też ślą listy do Boga. Trafiają one w końcu do Urzędu Pocztowego nr 2 w Koluszkach, tam gdzie i inne tzw. przesyłki niedoręczalne. - Sporadycznie dostajemy listy adresowane do Boga, nie mamy statystyk, ale chodzi o kilkanaście rocznie - mówi Stanisław Nawrocki, naczelnik urzędu. Piszą je głównie osoby starsze, schorowane, mieszkające w hospicjach. - Panie ze zmiany zawsze pytają mnie, co robić z takimi listami, odpowiadam: to, co z innymi listami niedoręczalnymi - opowiada Nawrocki.

Jeśli po otwarciu listu do Pana Boga (w obecności co najmniej trzech osób) okazuje się, że można ustalić nadawcę, list do niego wraca, a poczta może zażądać uiszczenia za to opłaty. Jeśli nadawcy nie ma, list jest niszczony. Inaczej postępuje się z listami do Świętego Mikołaja zaadresowanymi np. Niebo. Jeśli mają znaczek, przesyłane są do fundacji w Rovaniemi w Finlandii.

Poczta jest gotowa przekazywać listy do Pana Boga poważnej instytucji, która wzięłaby na siebie obowiązek odpowiadania na nie. - Myślę, że moi przełożeni nie mieliby nic przeciw - mówi Nawrocki.