Szef IPN Leon Kieres przeciw dzikiej lustracji

IPN próbuje zapanować nad dziką lustracją przeprowadzaną w Krakowie i Lublinie. Nie wiadomo, czy skutecznie, bo wiele materiałów peerelowskich tajnych służb już krąży po Polsce.

- Jeżdżę po Polsce i gaszę pożary. Jestem strażakiem, a nie strażnikiem pamięci - powiedział "Gazecie"szef IPN prof. Leon Kieres.

Kieres był w czwartek w Krakowie, gdzie szef miejscowej Platformy Obywatelskiej Zbigniew Fijak odgrażał się, że ujawni znajdujące się w aktach Instytutu nazwiska 50 osób zidentyfikowanych jako agenci SB działający w środowiskach akademickich i przy redakcji "Tygodnika Powszechnego".

Fijak nie ukrywał, że chce opublikować listę, żeby "wywołać szok" i "oczyścić Kraków".

Plan Fijaka

Fijak, żeby dostać materiały z miejscowego IPN, zorganizował zespół naukowców, którego został członkiem, przy fundacji Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego. Formalnym szefem jest profesor UJ Tomasz Gąsowski.

Projekt badawczy zespołu nosi nazwę "SB przeciw społeczeństwu Krakowa i Małopolski w latach 1976-90". Choć miał zostać ukończony dopiero za kilka miesięcy, to w krakowskiej prasie już krążą pseudonimy agentów oraz spekulacje, kto się za nimi kryje.

Zapowiadana przez Fijaka lustracja inteligenckiego Krakowa wywołała zaniepokojenie na uczelniach i protesty Krzysztofa Kozłowskiego - byłego senatora i ministra spraw wewnętrznych, dziś zastępcy redaktora naczelnego "Tygodnika Powszechnego".

Kozłowski, Józefa Hennelowa i Janusz Onyszkiewicz napisali do IPN list, w którym ostrzegali, że działania Fijaka nie mają nic wspólnego z pracą naukową, a akta dotyczące agentury mogą zostać wykorzystane przez polityków w kampanii wyborczej.

Teczki nie dla polityków

Leon Kieres uzgodnił w czwartek z rektorem UJ prof. Franciszkiem Ziejką, że część projektu dotycząca inwigilacji środowiska akademickiego przejmie od Fundacji Instytut Historii UJ. Prof. Gąsowski dalej będzie kierował pracami. A temat działań SB wobec "TP" opracują historycy z krakowskiego IPN.

- Podobne porozumienie zawarliśmy z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim, gdzie tamtejsi historycy opracują materiały dotyczące prześladowań tej uczelni przez tajne służby PRL - powiedział "Gazecie" prof. Kieres.

Leszek Śliwa, rzecznik UJ, dodaje, że być może powstanie zespół, który opracuje materiały po byłej SB na temat działań przeciwko wyższym uczelniom w czasach PRL.

- Nie odbieram politykom praw dostępu do zbiorów wynikających z ustawy o IPN, ale to oni szczególnie powinni być rozważni. Nie powinni formować zbyt wczesnych ocen, powinni ważyć każde słowo. Niestety, odniosłem wrażenie, że w Krakowie chciano zacząć pracę naukową od ogłoszenia listy agentów - powiedział "Gazecie" szef IPN.

Gąsowski: nie mamy żadnej listy

Prof. Gąsowski o decyzji rektora UJ wypowiada się powściągliwie. - To jest na pewno ruch polityczny, na który się zgodzę, chociaż przy projekcie muszą nadal pracować ludzie związani z Fundacją, bardzo dobrzy fachowcy.

- Czy w zespole pozostanie też Zbigniew Fijak? Gąsowski: - Chciałbym, ale nie wiem, czy będzie to możliwe. Popełnił błąd. Zbyt dużo i niepotrzebnie mówił o tym, co zamierza zrobić. Było w tym dużo przesady. Uprzedzałem go, że trzeba więcej pracować, a mniej mówić.

Gąsowski zapewnia, że jego zespół nie dostał z IPN żadnych materiałów z nazwiskami agentów, ale przyznaje, że Zbigniew Fijak jako dawny działacz opozycji ma prawo zwrócić się o nazwiska agentów, którzy występują w jego teczce.

Według Janusza Kurtyki, szefa krakowskiego IPN, polityk PO, jeszcze nie dostał takiej listy.

Senator Krzysztof Kozłowski, wiceszef "Tygodnika Powszechnego, były szef MSW w rządzie Mazowieckiego:

Prof. Kieres postąpił bardzo stanowczo. Nie mam żadnych wątpliwości, że nie przysporzy mu to przyjaciół.

A jak naprawdę było z inwigilacją "Tygodnika" dobrze wiemy i badania niewiele zmienią. Jeżeli ma to zostać opracowane w formie naukowej analizy, to z radością dowiaduję się, że stanie za tym autorytet IPN, a nie jacyś samozwańcy czy politycy, chcący wykorzystać informacje IPN do swojej rozgrywki.