Okazuje się, że w życiu jest jak w piosence Beatlesów "All you need is love". Szczególnie mężczyźni giną bez miłości. I to prawie dosłownie, bo chudną i zapadają na ciężkie choroby - to wnioski z badań dr Patricii Mony Eng z Uniwersytetu Harvarda. Autorka przebadała 4 tys. panów między 40. a 75. rokiem życia i zawyrokowała: żyjący w stałych związkach są zdrowsi. Głównie dlatego, że lepiej się odżywiają, tj. jedzą zdrowsze posiłki, mniej palą i piją, mają więc szanse na dłuższe życie niż samotnicy. Ci, którzy owdowieli lub się rozwiedli, z dnia na dzień przestają o siebie dbać, jedzą posiłki z mikrofalówki, jak oszaleli piją alkohol i palą papierosy, słowem: rujnują sobie zdrowie. Dopóty, dopóki nie ożenią się ponownie. Nowe małżeństwo natychmiast przynosi korzyści w postaci poprawy diety, unormowanego trybu życia, wygodnego domu i stabilizacji emocjonalnej. Szczęśliwi tyją w związku.
W tym względzie polscy mężczyźni nie różnią się od Amerykanów. - Gdy układało się nam z żoną, miałem 2-3 kg nadwagi - wspomina Maciek (39 l.) z Wrocławia. - Gdy zaczęły się kłopoty, schudłem. Lepiej się czuję, gdy jestem szczuplejszy, więc mogłoby się wydawać, że na tym skorzystałem. Okazuje się, że nie. Kiedy ona odeszła, ni z tego, ni z owego zachorowałem na nerki i leczyłem się pół roku. Potem doszły jakieś dziwne alergie.
Opuszczeni łakną czułości bardziej niż inni. Gdy dziennikarze "Metra" ściskali przechodniów na ulicach Warszawy, samotni ludzie specjalnie przyjeżdżali z drugiego końca miasta, aby poczuć bliskość. - Moja żona umarł przed pięcioma laty. Od tego czasu nikt mnie nie przytulił - żalił się ze łzami w oczach starszy pan.
Powszechnie znana, aczkolwiek niedoceniana, prawda mówi, że napięcie psychiczne wpływa na pogorszenie zdrowia fizycznego. - Gdy żona mnie rzuciła, miałem gorączkę, często kołatało mi serce i czułem ciężar w brzuchu - opowiada Marek S., dziennikarz.
Najłagodniejszą konsekwencją takich stanów są nerwobóle, do najgroźniejszych należy zawał lub rak. Lekarstwem dla osamotnionego faceta jest... druga kobieta.
- Mężczyźni, którzy tracą partnerkę między 40. a 50. rokiem życia, żyją na ogół jeszcze dziesięć lat. Wali się cały ich świat, całe zaplecze, gdzie odpoczywają i nabierają sił - mówi dr Elżbieta Zubrzycka, szef Gdańskiego Wydawnictwa Psychologicznego. - Chyba że wejdą w kolejny związek. Wtedy spokojnie osiągają podeszły wiek.
A co z kobietami? Jak się okazuje, kobiety łatwiej znoszą odejście partnera, zwłaszcza jeśli zostanie po nim renta albo majątek. - Długość ich życia przekracza wtedy 80 lat - cytuje wyniki badań dr Zubrzycka. Niektóre panie dopiero wówczas odkrywają siebie, budzą się w nich społeczne instynkty i zainteresowanie światem.