W Iraku ruszyła kampania wyborcza

Ponad 70 partii i koalicji zgłosiło się do styczniowych wyborów w Iraku. W środę zakończyła się rejestracja kandydatów i rozpoczęła kampania wyborcza

W ostatniej chwili swoją własną listę zgłosił premier Ijad Alawi. - Obiecujemy zagwarantować Irakowi przyszłość i dostatek, umocnić jedność narodową oraz walczyć z religijnym i etnicznym fanatyzmem - mówi premier.

Blisko 50 partii ogłosiło, że zbojkotuje wybory. Głównie są to ugrupowania sunnickie, które uważają, że podczas toczących się na ich terenach operacji militarnych głosowanie jest niemożliwe. Niektóre ugrupowania nie biorą udziału w wyborach, uważając, że warunkiem uczciwego i wolnego głosowania jest uprzednie zakończenie okupacji. Amerykanie i rząd odrzucili postulat przesunięcia wyborów o pół roku.

Bojkot ma mniejszy zasięg, niż się spodziewano. Ruch szanowanego sunnity Adnana Paszasziego oraz jedno z największych ugrupowań sunnickich Islamska Partia Iraku, zarejestrowały swe listy. Nie zrobił tego popularny duchowny szyicki Muktada as Sadr - ale też nie wezwał do bojkotu wyborów. Wiadomo, że ludzie Sadra będą startować z listy głównej koalicji szyickiej Zjednoczonego Sojuszu Irackiego. Ten właśnie sojusz wspierany przez największy autorytet duchowy w Iraku - ajatollaha Alego as Sistaniego - jest typowany na zwycięzcę zaplanowanych na 30 stycznia wyborów.

Stanowiący 60 proc. ludności Iraku szyici, za Saddama dyskryminowani, mogą zdominować nowe władze. Pierwszy na liście kandydatów Sojuszu jest Abdul Aziz al Hakim, przywódca Najwyższej Rady Rewolucji Islamskiej w Iraku, która przed obaleniem Saddama korzystała ze schronienia w Iranie.

W środę iracki minister obrony Hazim Szalan oskarżył Iran o organizowanie w Iraku "wielkiej siatki terrorystycznej", a listę wyborczą szyitów nazwał "listą irańską". Szalan oskarżył Husajna Szahristaniego - jedną z czołowych postaci na tej liście - o to, że jest irańskim agentem. Te słowa niekoniecznie odzwierciedlają stanowisko całego rządu, bo jego ministrowie są znani z tego, że wypowiadają się na każdy temat i mówią, co im ślina na język przyniesie.

Partiom i koalicjom miejsca w 275-osobowym parlamencie zostaną przydzielone proporcjonalnie do liczby głosów zebranych w całym kraju. Równolegle odbędą się wybory do 18 rad prowincji oraz autonomicznego parlamentu Kurdystanu. Głównym zadaniem nowego parlamentu będzie napisanie nowej konstytucji i wyłonienie rządu, który zastąpi tymczasową administrację Alawiego.

Wybory z pewnością będą bardzo krwawe. Powstańcy i terroryści uważają cały proces za sterowany z Waszyngtonu i próbują go storpedować. Nikt nie ma wątpliwości, że przemoc będzie trwała przed, w czasie i po wyborach. Ryzyko może zniechęcić część Irakijczyków do udziału w głosowaniu.