Striptizgate w Kanadzie

Rząd Kanady zachowuje się jak alfons! - grzmiała w parlamencie opozycja. Afera ?Striptizgate? to w Kanadzie temat numer 1

Co roku Kanada sprowadza z całego świata tysiące "fachowców w rzadkich specjalnościach". Striptizerki - w rządowych dokumentach "tancerki egzotyczne" - były od 1998 r. na oficjalnej liście poszukiwanych zawodów, których nie chcą wykonywać Kanadyjczycy - m.in. lekarzy, architektów, inżynierów budowlanych, niań, robotników rolnych. Poszukiwani fachowcy mają bardzo ułatwioną emigrację do Kanady.

Od początku programu kraj ten zaoferował pracę prawie 3 tys. zagranicznych striptizerek. 90 proc. pochodzi z Rumunii, sześć jest z Polski. Pracują w klubach nocnych na obrzeżach wielkich miast. Oficjalnie wykonują tylko taniec erotyczny, nieoficjalnie wiadomo, że wiele z nich zapewnia też inne usługi na zapleczach klubów.

Od trzech tygodni w parlamencie trwa burza w sprawie striptizerek. Przemawiali premier, wicepremier i ministrowie. - Gdy rząd czerpie korzyści z dostarczania młodych kobiet, by zaspokajały seksualne żądze Kanadyjczyków, to odgrywa rolę alfonsa! - mówił z trybuny przywódca opozycyjnych konserwatystów Jack Layton.

- Bez programu wizowego całej gałęzi przemysłu rozrywkowego groził upadek, bo Kanadyjki nie chcą wykonywać tej pracy - tłumaczyła minister ds. imigracji Judy Sgro. Opozycja żąda jej dymisji. Co gorsza, jej podwładny został przyłapany na tym, jak udał się na rozmowę z właścicielem lokalu nocnego w Toronto. Właściciel miał bowiem problem z wizami dla 13 striptizerek z Dominikany. - Podpity szef biura ministra imigracji rozdający w klubie nocnym pozwolenia na pracę zagranicznym striptizerkom... Czy tak wygląda jego praca? - kpiła opozycja.

W wyniku afery "Striptiz gate" rząd musiał zakończyć program wizowy dla tancerek erotycznych.