Potężne huragany nie oszczędziły południowej Polski. Jak wynika z danych Lasów Państwowych, zostały powalone tysiące drzew - około miliona metrów sześciennych drewna. W doniesieniach prasowych dominują słowa takie, jak: "klęska", "katastrofa", "pobojowisko". Oczywiście z punktu widzenia ekonomicznego czy nawet społecznego to może być katastrofa, ale z punktu widzenia przyrody to jest co najwyżej, parafrazując słowa Greka Zorby, piękna katastrofa. Dlaczego? Ot, chociażby dlatego, że las to nie zbiór stojących drzew i uganiających się po nim zwierząt, ale szalenie dynamiczny ekosystem podlegający ciągłym zmianom. Oddziałuje na niego cała masa różnych czynników w tym i takich "katastrofalnych" jak huragany czy pożary. Powalone połacie drzew to nie cmentarzyska, ale kolejny etap w życiu lasu. Etap bardzo ciekawy, bo właśnie wtedy pojawia się cała masa martwego drewna, które wcale się nie marnuje, ale jest miejscem życia wielu gatunków ptaków, takich jak dzięcioł białogrzbiety czy trójpalczasty (obydwa gatunki szalenie rzadkie w Europie). Na rzekomym cmentarzysku pojawiają się małe drzewka, chronione przed zębami głodnych jeleni zwalonym cielskiem rodziców.
Niestety, odradzający się po katastrofie las dość trudno zobaczyć, bo my, ludzie, ubzduraliśmy sobie, że będziemy mu pomagać. Usuwamy więc połamane drzewa, orzemy teren po wichurze i sadzimy drzewka od nowa. A powinniśmy pozostawić las sam sobie. W Puszczy Piskiej, gdzie wiatr kilka lat temu powalił ogromne połacie lasu, tylko maleńki jego kawałek zostawiono "na pastwę losu". Reszcie postanowiono pomóc wielkim nakładem sił i środków. Jestem gotów założyć się o każde pieniądze, że znacznie zdrowszy i piękniejszy las będzie tam, gdzie obeszło się bez ludzkiej interwencji.