Tylko w Polsce mógł powstać obraz o tak niezwykłej sile rozpaczy i buntu jak Jarosława Modzelewskiego "Strzemiński opłakujący Malewicza" (1985). Wystawa jest taka jak ten obraz - pełna emocjonalnej ambiwalencji. Moskwa to z jednej strony artystyczna rewolucja, a z drugiej strony zniszczenie i totalitaryzm.
Na pierwszym piętrze Zachęty, w sali poświęconej Kazimierzowi Malewiczowi stoi wielki sześcian. Wchodzimy do niego. W środku ściany są kolorowe: czerwone, żółte i niebieskie.
A na ścianach są dzieła wielkie. Obrazy, jakich w Polsce nie widziano dawno, a może nigdy. "Czarny kwadrat" Malewicza, kompozycja abstrakcyjna Ilii Czasznika, obrazy Olgi Rozanowej, Lubow Popowej oraz dzieła polskich artystów nurtu geometrycznego: Strzemińskiego, Stażewskiego i Kobro.
Zmieściła się tu cała konstelacja Malewicza. Salę zaprojektował polski malarz Leon Tarasewicz. Nazywa się ją tutaj "neoplastyczną", bo została zainspirowana przez słynną "salę neoplastyczną" urządzoną kiedyś przez Władysława Strzemińskiego w Muzeum Sztuki w Łodzi. Projekt Tarasewicza to hołd dla tego polskiego twórcy, propagatora idei Malewicza. I oczywiście hołd dla samego Malewicza, wielkiego abstrakcjonisty, który zmienił bieg sztuki nie tylko rosyjskiej i polskiej, ale w ogóle całej sztuki XX wieku. Tarasewicza też by przecież bez niego nie było.
Równie ważny jak estetyka jest i mit Malewicza. To jest mit artysty romantycznego - genialnego i przegranego. Artysty, którego zwalczyła machina totalitarna, choć nie zdołała zetrzeć na proch jego twórczości. I którego los został potem tragicznie powtórzony w losie Strzemińskiego.
Sześcian Tarasewicza to oczywiście rewolucja, rewolucja w sensie pozytywnej, twórczej, żywotnej przemiany przynoszącej sztuce to, co nowe. To nie zaczęło się od Malewicza. Sztuka rosyjska i polska jest pokazywana na wystawie równolegle. Wyspiański obok Wrubla, Czyżewski obok Łarionowa. Od początku wieku z Rosji płynęła inspiracja dla sztuki polskiej. Wspaniale jest pokazana na wystawie sala kosmicznych utopii, gdzie fantastyczne wizje Witkacego skojarzone zostały z rosyjskim futuryzmem i abstrakcjonizmem (Rodczenko). Całość puentuje szalona, skręcona jak śruba, nigdy niezrealizowana konstrukcja pomnika III Międzynarodówki autorstwa Władimira Tatlina.
Jednak rewolucja w sztuce rosyjskiej i polskiej nie kończy się wraz z kompromitacją rewolucji politycznej. Jeden z najciekawszych, najbardziej pouczających działów wystawy jest poświęcony sztuce polskiej i rosyjskiej lat 1950-70.
To jest rzeczywiste odkrycie - sztuka rosyjska o charakterze nieoficjalnym, która jest w estetycznej kontrze do postulatów państwa. Są to obrazy artystów nowoczesnych wystawiających na słynnej wystawie w Maneżu w 1962 r. Są to obrazy malarzy z niezależnej grupy Lianozowskiej (Oskar Riabin, Lew Kropiwnicki). Są to też wczesne prace konceptualisty Kabakowa.
Jednak niecała wystawa daje taki zastrzyk optymistycznej energii. Są momenty, kiedy widza przytłacza ciężar tematu. Wciąż się przypomina, że wątek stosunków polsko-rosyjskich ani lekki, ani wesoły nie jest. Trudno było o neutralność. Pokaz musiał odejść od takich wzorcowych wystaw jak "Paryż - Moskwa" w Paryżu w 1979 i "Berlin - Moskwa" w Berlinie w 1996 i 2003 roku. Po pierwsze, Warszawa w XX wieku nie była tak istotnym punktem odniesienia dla Moskwy jak Paryż albo Berlin. Sztuka Moskwy była zawsze ważniejsza dla Warszawy niż sztuka Warszawy dla Moskwy. Po drugie, istnieje nierówność polityczna. Warszawa, jeszcze w początkach zeszłego wieku, to nic więcej jak stolica zachodniej guberni. A w połowie wieku XX to jedno z państw socjalistycznego Układu Warszawskiego.
Trzeba było odwagi, by na takiej wystawie pokazać, że niecała nasza historia jest wielkim śpiewem przyjaźni i wspólnej rewolucji w sztuce. Symbolem niepojednania jest na tej wystawie monumentalny korytarz według projektu Mirosława Bałki. Dzieli dwa fragmenty tej wystawy - część o sztuce radzieckiej na temat II wojny światowej i o sztuce polskiej na ten sam temat.
Po jednej stronie mamy radzieckie heroiczne kompozycje "Matka partyzanta" Siergieja Gierasimowa, optymistyczny "List z frontu" Łaktionowa, po drugiej zaś "Rozstrzelania" Andrzeja Wróblewskiego, wstrząsający cykl rysunków "Białoruś Zachodnia" Władysława Strzemińskiego, a na ścianie Listę katyńską. Między nimi jest instalacja Bałki - szary korytarz z ostrym światłem reflektora na końcu.
Ten korytarz to antyteza "sali neoplastycznej" Tarasewicza - szarość zamiast koloru, światło w oczy zamiast obrazów na ścianach.
Wystawa jest nieco słabsza, gdy mówi o stereotypach (smutne dwa pokoiki "polskiego i rosyjskiego inteligenta") i o ostatnich dekadach 1980- 2000, bo tutaj wyraźnie widać, że dialog został zerwany. Natomiast jest mocna, gdy mówi o artystycznej rewolucji i o tym, co po nas zostało po przejechaniu totalitarnego walca. Jakaś bariera upada, jakaś droga zostaje otwarta. Wielki i ważny pokaz.
"Warszawa - Moskwa, Moskwa - Warszawa 1900-2000", Zachęta, Warszawa, do 31 stycznia, komisarz: Piotr Nowicki, scenariusz: Anda Rottenberg, redakcja katalogu: Maria Poprzęcka, Lidia Jowlewa. Wystawa zostanie pokazana w Galerii Trietiakowskiej w Moskwie od marca do czerwca 2005 r.