Marcin ma 27-lat, ładną żonę, dobrze płatną pracę i fioła na punkcie konkursów SMS-owych. - Jutro idę odebrać smarta, którego wygrałem w konkursie Ery - mówi bez emocji. Do nagrody podchodzi chłodno, bo w wygrywaniu ma już spore doświadczenie. - Oprócz smarta wygrałem już dwa renaulty, kino domowe, telewizor, laptopa, ileś tam komórek. A tych mniejszych wygranych to już nie pamiętam - wylicza 27-latek.
A wszystko zaczęło się trzy lata temu. Na imprezie u znajomych spotkał dobrego znajomego, którego nie widział kilka miesięcy. - Niby gadaliśmy, ale on ciągle wysyłał SMS-y. Po godzinie nie wytrzymałem i skrzyczałem go, że zamiast rozmawiać, bawi się telefonem. Wytłumaczył mi, że to konkurs SMS-owy. Pomyślałem, że zwariował - wspomina Marcin. Kiedy się dowiedział, że kolega wygrał cenną nagrodę, sam kupił komórkę, wyciągnął z konta wszystkie oszczędności i zaczął grać.
Zasada jest prosta. Firma organizująca konkurs ustala czterocyfrowy numer, na który wysyła się hasło konkursu. Nagrodę wygrywa ten, kto wyśle najwięcej SMS-ów. Jest jeden haczyk. Zamiast 10 czy 20 gr za SMS-a, za każdą wysłaną wiadomość płaci się 2 zł 44 grosze. - Kiedyś te konkursy to było eldorado. Pierwsze clio wygrałem za SMS-y warte 4 tys zł. Zarobiłem na tym jakieś 35 tys - zdradza Marcin. Teraz kiedy walczył o smarta, musiał wysłać SMS-ów za 33 tys 269 zł. I tak mu się opłaciło, bo samochód kosztuje niecałe 60 tys.
Ostatni konkurs kosztował go sporo nerwów. - Wystarczyłoby, że wysłałbym kilka SMS-ów mniej i utopiłbym 30 tys - wyjaśnia. A do końca nie wiadomo, ile trzeba wysłać wiadomości, żeby wygrać. Ostatnie cztery noce prawie nie spał, z nikim się nie spotykał, z bólem zwlekał się do pracy. - Do czwartej, piątej rano wysyłałem SMS-y. Wstawałem po trzech godzinach i jedną ręką robiłem kawę, a drugą dalej wysyłałem - mówi. Jadąc do pracy, też wysyłał wiadomości, a i w pracy, jak się dało, to nie przestawał. W sumie wysłał 13 tys. 635 wiadomości. W międzyczasie musiał wymienić baterię w telefonie. - Zaopatrzyłem się w zestaw ładowarek, ciągle musiałem podładowywać telefon. Po paru godzinach wysyłania wiadomości był po prostu gorący - wspomina Marcin.
Zapytany, czy jest uzależniony od konkursów, mówi, że nie. Ale w ten weekend planuje zawalczyć o laptopa.