Polacy podrabiają zagraniczne etykiety coca-coli

W koncernie Coca-Cola przecierają oczy ze zdumienia - polscy ?spekulanci? zarzucają rynek w Wielkiej Brytanii i Skandynawii butelkowaną w Polsce colą z podrobionymi, angielskimi etykietami

W epizodzie filmu "Wielka majówka" z 1981 r. pokazuje się peerelowski spekulant, który kupił dużą partię przecieru szczawiowego w butelkach. Zawartość wylał do kanalizacji, a puste butelki sprzedał z zyskiem w skupie - to był paradoks czasów realnego socjalizmu.

W zjednoczonej z Europą III RP opłaca się kupić partię butelkowanej coca-coli, zerwać z niej polskojęzyczne etykietki, zastąpić je angielskimi i sprzedać z zyskiem za granicą.

Jak to możliwe? Coca-cola jest w Polsce dwa razy tańsza niż np. w Anglii czy Skandynawii (różnica wynika z niższych kosztów produkcji w Polsce). Np. dwulitrową butelkę coli można kupić w polskim sklepie za 4,5 zł, a w Anglii za 1,8 euro.

Interesów koncernu na poszczególnych rynkach bronią etykietki. Tej z polskimi napisami i normami nie można sprzedawać w innych krajach. Przedsiębiorczy Polacy wpadli na genialny w swojej prostocie pomysł - wykupują wielkie partie coli, zrywają polskie etykietki i naklejają angielskie.

- Mam układ z pewną firmą mającą taśmę do etykiet, cała operacja zamiany polskiej coli w angielską kosztuje mnie pięć eurocentów od naklejki - opowiada były przemytnik, dziś handlowiec z Trójmiasta. - A w Anglii mam u takiego Hindusa zbyt na sześć kontenerów tygodniowo. Dostaję euro za dwulitrową butelkę, która kosztuje mnie w Polsce siedemdziesiąt eurocentów. Odliczając koszty, zarabiam 1,5 tys. euro na kontenerze. Hindus sprzedaje colę w swoich sklepach.

Właściciel zachodniopomorskiej firmy z branży spożywczej: - Ten numer z etykietami jest taki trochę półlegalny, więc oficjalnie mnie w tym nie ma. Znajomy bierze wszystko na swoją hurtownię. Mam z tego więcej niż ze swojej firmy.

Iwona Jacaszek, rzecznik prasowy Coca-Cola Beverages Polska potwierdza nasze informacje o wyprodukowanej w Polsce coli, która dzięki przedsiębiorczym Polakom trafia na najdroższe europejskie rynki. Dodaje jednak: - Nie można śledzić losów każdej sprzedanej butelki. Mamy wolny rynek i wolny przepływ towarów w UE. Nie wiemy, gdzie trafia nasz produkt kupowany przez hurtowników.

Jak na razie nikogo nie złapano "za rękę" na podrabianiu etykiet. Pracownik polskiej części koncernu: - Były sygnały z Anglii do naszej centrali, wściekali się, że "lewa" cola z Polski psuje im rynek. A nam sprzedaż rośnie.