Mohammed B., zabójca Theo van Gogha, autora obrazoburczego dla muzułmanów filmu "Podporządkowanie", był wczoraj przesłuchiwany. Media spekulowały na temat przynależności zamachowca do radykalnych ugrupowań islamskich. Zwłaszcza że na kartce przyczepionej do ofiary wzywał on do świętej wojny z niewiernymi - czyli dżihadu - a sam był gotowy na śmierć, bo przygotował list pożegnalny.
Kolejnych poszlak dostarczyło aresztowanie w środę późnym wieczorem ośmiu powiązanych z Mohammedem domniemanych terrorystów (sześciu jest z pochodzenia Marokańczykami, jeden pochodził z Algierii, a jeden Marokańczyk miał obywatelstwo hiszpańskie).
Holenderskie tajne służby AIVD poinformowały, że podejrzani mieli stałe kontakty z członkami organizacji terrorystycznej Salafia Dżihadia powiązanej z al Kaidą; Salafia Dżihadia oskarża się o przeprowadzenie zamachu w Casablance w maju 2003 roku, gdzie zginęło 45 osób.
Choć organizacje islamskie potępiły zabójstwo van Gogha, oskarżyły rząd o wykorzystywanie zabójstwa do celów politycznych. Najdalej poszła belgijsko-holenderska Liga Arabów Europejskich (AEL), która porównała jedno z przemówień minister ds. imigracji Rity Verdonk do "wystąpienia Hitlera bez wąsika". Lidze nie spodobało się, że Verdonk podkreśliła marokańskie pochodzenia zabójcy. Przedstawiciele AEL krytykowali też zamordowanego reżysera. - Kierowane przez van Gogha komentarze do muzułmanów w rodzaju < alfonsi proroka > czy < kozojebcy > nie miały nic wspólnego z wolnością słowa - tłumaczył Nabil Marmouch z Ligi. Reżyser słynął z ostrego języka.