Z komisji wyborczej w hrabstwie Broward na wschodnim wybrzeżu Florydy wyszło 60 tys. zamówionych przez wyborców kart, ale do adresatów trafiło tylko około 2 tys. Poczta twierdzi, że to "niemożliwe". Komisja wyborcza umywa ręce, twierdząc, że "nie odpowiada za pracę poczty".Wstępne dochodzenie policyjne nie wykazało "znamion czynu kryminalnego".
W nocy w środę wysłano już nowe karty, a każdy wyborca i tak może normalnie zagłosować w lokalu wyborczym. Sprawa więc zapewne nie wpłynie na wyniki głosowania w tym kluczowym dla wyniku wyborów stanie. Jednak w atmosferze ogromnego napięcia, nieufności i wzajemnych oskarżeń, która na Florydzie nie opadła od poprzednich wyborów w 2000 roku, gdy prezydenta wybrano po 36 dniach brutalnej walki w sądach, zaginięcie kart tylko rozpaliło gorączkę.
W całym stanie toczy się już przynajmniej 11 procesów w sprawach związanych z wyborami. Najczęściej dotyczą różnych "technicznych" kwestii. Większość jest składana przez organizacje związane ze sztabem Johna Kerry'ego. Demokraci jasno dają do zrozumienia, że nie odpuszczą w żadnym przypadku, gdzie będą podejrzewali jakiekolwiek próby wpływania na przebieg wyborów przez republikańskie władze Florydy. W dniu wyborów sztab Kerry'ego zgromadzi na samej Florydzie zespół ponad tysiąca prawników gotowych w każdej chwili wkroczyć do akcji.
Podobna atmosfera "najwyższej gotowości bojowej" panuje w kilku innych stanach. W Ohio trwa spór o legalność kilkudziesięciu tysięcy formularzy rejestrujących nowych wyborców. Tu z kolei stroną skarżącą są Republikanie oskarżający Demokratów i związane z nimi organizacje o rejestrowanie tzw. martwych dusz.