Czy PSL ma zmienić nazwę? Czy partii służą obecne władze? Z kim się jednoczyć, a z kim współpracować? - takie pytania zajmą w sobotę w Warszawie umysły kilkuset ludowców z całej Polski. Pierwsza, wyborcza część zjazdu odbyła się w marcu. Wtedy przywództwo bez walki oddał Jarosław Kalinowski, a szefem został Janusz Wojciechowski po starciu z Januszem Piechocińskim. Dzisiaj ludowcy zajmą się statutem ("ma być większy zamordyzm" - lapidarnie ujął planowane zmiany jeden z posłów PSL) i programem partii (wycofać żołnierzy z Iraku, przekształcić Senat w izbę samorządową), ale delegatów bardziej rozgrzeje dyskusja o zmianie nazwy Stronnictwa i miejscu na scenie politycznej.
Za pomysłem przekształcenia PSL w PSL Centrum (i związkiem z Partią Centrum, SKL i być może ZChN) jest Wojciechowski. I mało kto poza nim. - PSL to taka marka jak Coca-Cola, wielki kapitał. Kto chce zmienić taką markę, nie ma koncepcji albo jest bezpłodny - mówi Jan Bury z Podkarpacia. Przeciw rewolucji są partyjne doły.
- Wojciechowski nie potrafi sobie radzić z aparatem partyjnym. To nie jest tak, że hop-siup, partia akceptuje jego zarządzenie i zmienia nazwę - mówią przeciwnicy prezesa.
W zeszłym tygodniu Rada Naczelna PSL upoważniła prezesa do rozmów z innymi partiami, ale tylko w ramach statutu PSL (a więc bez zgody na zmianę nazwy), co oznaczało porażkę Wojciechowskiego. Religa się do zjednoczenia zraził.
W piątek doszło z tego powodu do niecodziennej sytuacji: gdy w Łodzi niczego nieświadomy Wojciechowski mówił o PSL Centrum i połączeniu z Religą, w redakcji czytaliśmy faks od Religi: "Oświadczamy, że nie jest możliwe połączenie Centrum z PSL z powodu głębokich różnic politycznych i programowych". - Rozmawiałem z profesorem ostatni raz w poniedziałek. Wyrażał jak najdalej idącą gotowość porozumienia i czekał na wynik kongresu - powiedział Wojciechowski, gdy usłyszał o stanowisku Religi.
Pomysł Wojciechowskiego nie podoba się także z powodu, któremu na imię Artur Balazs. Szef znajdującego się w stanie rozkładu SKL nie jest w PSL lubiany, ludowcy boją się partnera, który po wyborach w 2001 r. natychmiast opuścił swojego ówczesnego sojusznika - PO.
Jednocześnie niektórzy politycy Stronnictwa są przekonani, że PSL musi się przekształcić w nowoczesną partię ludową otwartą na elektorat miast. Kalinowski uważa jednak, że musi to być zmiana programu, a nie mechaniczne połączenie z innymi partiami.
- PSL chce odpruć od siebie metkę partii związanej z SLD, ale w wydaniu Wojciechowskiego wygląda to na koniunkturalizm i desperackie szukanie wyborców - mówi jeden z liderów Stronnictwa. Faktycznie, Wojciechowski oglądał się na różne strony: zaczynał od prób zbliżenia z LPR, ciepło mówił o Samoobronie. Potem przyszły wybory do Parlamentu Europejskiego i nieudane rozmowy z Maciejem Płażyńskim. Teraz znów zanosi się na przegraną. A gra idzie o wiele - w przyszłym Sejmie PSL, jeśli do niego wejdzie, może być języczkiem u wagi przy tworzeniu rządu. Już dziś liderzy PSL, choć odżegnują się od liberalizmu PO, mocno sobie chwalą współpracę z Platformą w Parlamencie Europejskim i nie wykluczają koalicji rządowej.
Czy Wojciechowski straci dziś stanowisko? - Jeśli się uprze przy zmianie nazwy, będzie gorąco - mówi poseł PSL. Pozycję Wojciechowskiego osłabia nie tylko pęd do zmiany nazwy PSL. Gdy zaczynał rządy, partia miała w sondażu CBOS 6 proc. poparcia. Teraz ma tyle samo. Wojciechowskiemu wielu zarzuca, że partia przestała być obecna w mediach, że klub poselski pod przewodnictwem Waldemara Pawlaka źle funkcjonuje. Złośliwi żartują, że PSL ma rząd na uchodźstwie - prezes i dwóch wiceprezesów jest w Parlamencie Europejskim.
Jednak nikt głośno nie mówi o wymianie władz. Rywal Wojciechowskiego sprzed siedmiu miesięcy, Janusz Piechociński, nie zamierza kandydować na prezesa.