Brytyjscy żołnierze pojadą do Bagdadu

Brytyjski rząd zgodził się na przesunięcie 850 swoich żołnierzy z południa Iraku do Bagdadu. Zluzowani żołnierze USA najpewniej wezmą udział w ataku na zbuntowaną al Falludżę.

O ile w wojnie przeciw Saddamowi walczyło 46 tys. Brytyjczyków, to obecnie w brytyjskiej strefie na południu Iraku stacjonuje tylko 7,5 tys. żołnierzy. Amerykańska prośba o przesunięcie części z nich do centrum kraju wywołała w Wlk. Brytanii burzę. Bagdad i jego okolice są bowiem nieporównanie bardziej niebezpieczne niż Basra, gdzie jest większość brytyjskiego kontyngentu.

- Jesteśmy sojusznikami irackiego rządu i USA. Naszym wspólnym celem jest pokój w Iraku, dlatego musieliśmy się zgodzić na przesunięcie części naszych wojsk - tłumaczył wczoraj minister obrony Geoff Hoon.

Rząd nie komentował natomiast doniesień prasy o planowanym zwiększeniu brytyjskiego kontyngentu. - Jest zbyt wcześnie, by mówić o szczegółach, ale to bardzo prawdopodobne - powiedział jeden z brytyjskich generałów.

Przesunięcie wojsk jest związane z przygotowaniami do styczniowych wyborów w Iraku. Poza kontrolą rządu Ijada Alawiego nadal znajduje się al Falludża z dużą częścią trójkąta sunnickiego. Alawi najprawdopodobniej zrezygnował już z prób wynegocjowania rozejmu ze zbuntowanymi sunnitami i chce zdobyć ich miasta z pomocą USA. Sprowadzenie Brytyjczyków pod Bagdad pozwoli większej liczbie Amerykanów na udział w ofensywie na al Falludżę.

Iracki rząd narzeka na słabą współpracę ONZ przy przygotowaniach do wyborów. - Przysłali tylko 30 osób. To kropla w morzu. Potrzebujemy więcej doradców i obserwatorów - mówi Hosziar Zebari, szef irackiego MSZ. ONZ nieoficjalnie tłumaczy się, że porwania i egzekucje zamachowców odstraszyły chętnych do pracy w Iraku.