Druga debata Kerry-Bush

Prezydent George Bush wypadł dużo lepiej niż w pierwszej debacie. John Kerry był tym razem trochę mniej błyskotliwy niż poprzednio. W sumie druga debata prezydencka zakończyła się remisem

Trzecia i ostatnia debata - dotycząca tym razem tylko spraw wewnętrznych - gospodarki, ochrony zdrowia, edukacji, spraw kulturowych - odbędzie się w środę. Jeśli któryś z kandydatów zdecydowanie ją przegra, to może już nie mieć okazji, by odwrócić losy tej kampanii.

Pierwsza debata była dla Busha bardzo nieudana, przez co utracił kilkuprocentową przewagę w sondażach. Nic dziwnego, że oczy Ameryki skupiły się właśnie na prezydencie, bo porażka w drugiej debacie mogłaby przesądzić o jego losach. W szeregach Republikanów widać było niepokój o styl zaprezentowany przez Busha - poirytowana mina, niejasne odpowiedzi, defensywny ton, powtarzanie do znudzenia tych samych sloganów. Jednak w drugiej debacie wszystko się zmieniło.

- Gdyby w połowie debaty przyłożyć ucho w odpowiednim miejscu w Białym Domu lub sztabie kampanii Busha, można by pewnie usłyszeć wielkie westchnienie ulgi - komentował potem Fred Barnes, redaktor konserwatywnego magazynu "Weekly Standard".

Bush rzeczywiście czuł się o wiele lepiej, gdy nie musiał odpowiadać na ostre pytania prowadzącego dziennikarza, lecz bardziej ogólne, zadawane przez zwykłych wyborców. Był dużo bardziej rozluźniony, pewny siebie, z większym wyczuciem - i czasem humorem - atakował rywala i bronił własnych decyzji. I wyraźnie starał się panować nad minami. Kerry natomiast był tym razem mniej agresywny, bardziej ostrożny. Jakby nie chciał stracić tego, co uzyskał w pierwszej debacie.

Wstępne sondaże CNN wykazały, że na wygraną Kerry'ego wskazało tym razem 47 proc. widzów, a na Busha 45 proc. Inne sondaże podawały podobne wyniki. Przy dużym marginesie błędu tych gorących badań oznacza to absolutny remis.

Obaj kandydaci starali się przede wszystkim nawiązać jak najlepszy kontakt z publicznością - na sali i przed telewizorami. Przekonać Amerykanów, że znają i rozumieją ich troski i że warto im zaufać. W tym kontekście mniej agresywny tym razem styl Kerry'ego może mu wręcz przynieść korzyści.

Kerry niespodziewanie słabiej wypadł w sprawach polityki wewnętrznej, która do tej pory była jego mocną stroną. A przy pytaniu o finansowanie aborcji z funduszy federalnych kompletnie się pogubił.

Najsłabszy moment Busha przypadł w momencie, gdy jeden z widzów poprosił go o wymienienie trzech błędów, które popełnił w Białym Domu. Prezydent odparł, że były nietrafione nominacje i decyzje taktyczne, które okazały się pomyłkami, jednak w ważnych sprawach - Afganistanu, Iraku - nie popełnił błędu. Bush od dawna jest krytykowany za to, że nie potrafi się przyznać do błędu...

W pewnym momencie prezydent stwierdził też, że "ostatnio w INTERNETACH krążą plotki...". Słowo internet w liczbie mnogiej - "The Internets" - w ciągu godziny pojawiło się na koszulkach sprzedawanych pod halą w St. Louis, gdzie odbywała się debata.

Prezydent kilka razy powoływał się na bardzo lewicowy dorobek kandydata Demokratów z 20 lat jego pracy w Senacie. Według komentarzy ludzi ze sztabu Busha to może być linia ataku, która będzie stosowana aż do wyborów 2 listopada.

- Gdyby przed tą debatą Bush miał takie prowadzenie w sondażach jak przed pierwszą, byłbym spokojny o jego kampanię - mówi konserwatywny komentator Bill Kristol. - Ale jeśli uznać, że po pierwszej nieudanej debacie potrzebował dziś wielkiego sukcesu, to raczej nic takiego się nie stało.