Po pierwszej bardzo nieudanej dla niego debacie w ubiegłym tygodniu, oczy całej Ameryki były skupione na prezydencie Bushu. Tamto jedno słabe 90-minutowe wystąpienie kosztowało go utratę całej kilkuprocentowej przewagi w sondażach opinii publicznej. Druga taka porażka mogłaby przesądzić losy prezydentury. W szeregach Republikanów słychać było spory niepokój o styl zaprezentowany wtedy przez Busha. Poirytowana mina, niejasne odpowiedzi, defensywny ton, powtarzanie do znudzenia tych samych sloganów. Jednak w drugiej debacie wszystko się zmieniło.
- Gdyby w połowie debaty przyłożyć ucho w odpowiednim miejscu, w Białym Domu i sztabie kampanii Busha, można by pewnie usłyszeć wielkie westchnienie ulgi - komentował potem Fred Barnes, redaktor konserwatywnego magazynu "Weekly Standard".
Bush rzeczywiście o wiele lepiej czuł się w debacie, podczas której odpowiadano nie na ostre pytania prowadzącego ją dziennikarza, lecz bardziej ogólne, zadawane przez zwykłych wyborców. Zostali oni wybrani przez Instytut Gallupa spośród mieszkańców stanu Missouri niezdecydowanych jeszcze na kogo głosować. Bush był dużo bardziej rozluźniony, pewny siebie, z większym wyczuciem - i czasem humorem - atakował swojego rywala i bronił własnych decyzji. I wyraźnie starał się panować nad swoimi minami... Kerry natomiast, jakby nie chciał stracić tego, co uzyskał w pierwszej debacie, był tym razem mniej agresywny, bardziej ostrożny.
Wstępne sondaże telewizji CNN wykazały, że na wygraną Kerryego wskazało tym razem 47 procent widzów, a na Busha 45 procent. Teraz o ukształtowanie poglądów społeczeństwa na temat debaty walczą w mediach sztaby obu kandydatów. Ostateczny wynik poznamy za kilka dni, gdy widzowie "przetrawią" wszystko co zobaczyli i usłyszeli w piątkowy wieczór.
Żaden z kandydatów nie popełnił znaczącej gafy, która mogłaby zdominować relacje po debacie, ale też żaden nie przygwoździł rywala stwierdzeniem czy ripostą, która by przeszła do historii prezydenckich kampanii. Obaj starali się przede wszystkim nawiązać jak najlepszy kontakt z publicznością - na sali i przed telewizorami. Przekonać Amerykanów, że znają i rozumieją ich troski i że warto im zaufać. W tym kontekście mniej agresywny tym razem styl Kerryego może mu wręcz przynieść korzyści.
Mniej więcej jedna trzecia pytań dotyczyła sytuacji w Iraku i wojny z terroryzmem. Podobnie było z gospodarką i podatkami. Pozostałe zaś bardzo różnych tematów - ochrony zdrowia, badań nad komórkami macierzystymi (Kerry jest za, Bush przeciw), plotek o przywróceniu draftu do wojska (Bush stanowczo stwierdził, że nigdy na to nie pozwoli), czy aborcji (Bush dużo bardziej stanowczo sprzeciwia się prawu do aborcji, Kerry zaś osobiście jest przeciw aborcji, jednak popiera prawo każdej kobiety do wyboru).
W sprawie Iraku publiczność usłyszała praktycznie te same argumenty, co tydzień temu podczas pierwszej debaty. Bush bronił decyzji o wojnie, nawet mimo braku w Iraku broni masowego rażenia. Kerry zaś oskarżał, że wojna nie była wcale "ostateczną koniecznością". I przekonywał, że jego stanowisko wobec Iraku i Saddama Hussajna jest niezmienne od lat.
Spór o gospodarkę dotyczył głównie podatków. Kerry obwiniał prezydenta o to, że ci'ecia podatkowe dla najbogatszych doprowadziły do rekordowego deficytu, a sam patrząć w kamerę stanowczo obiecał, że nie zwiększy podatków dla klasy średniej. Bush za to odparł, że jego oponent, jeśli będzie chciał zrealizować swoje obietnice wyborcze, to będzie musiał podnieść podatki.
Prezydent kilka razy powoływał się na bardzo lewicowy dorobek kandydata Demokratów z 20 lat jego pracy w Senacie. Według komentarzy ludzi ze sztabu Busha - to może być linia ataku, która będzie już stosowana aż do wyborów 2 listopada.
- Gdyby przed tą debatą Bush miał takie prowadzenie w sondażach jak przed pierwszą, byłbym spokojny o jego kampanię - mówi konserwatywny komentator Bill Kristol. - Ale jeśli uznać, że po pierwszej nieudanej debacie potrzebował dziś wielkiego sukcesu, to raczej nic takiego się nie stało.
Praktycznie wszyscy komentatorzy byli zgodni, że debata stała na wysokim poziomie merytorycznym, a obaj kandydaci w niczym tym razem sobie nieustępowali.
- Każdy kto obejrzał te dwie debaty dość dobrze już wie czym różnią się ci kandydaci - komentował Tim Russert w telewizji NBC. - Kontrast był naprawdę bardzo wyraźny, Bush i Kerry musieli się wypowiedzieć w każdej kontrowersyjnej sprawie. Teraz wyborcy niezdecydowani muszą sobie to wszystko starannie przemyśleć. I do 2 listopada podjąć decyzję.
Ostatnia debata prezydencka - poświęcona tylko sprawom wewnętrznym - odbędzie się 13 listopada.