Pokojowy Nobel dla kenijskiej ekolożki

Ucieczka od polityki w ekologię czy dodanie nowego wymiaru dla pokoju? Tegoroczny Pokojowy Nobel wszystkich zaskoczył

Zdobyła go 64-letnia ekolog Wangari Maathai, wiceminister ochrony środowiska Kenii. - Pokój na Ziemi zależy od naszej zdolności do zabezpieczenia środowiska życiowego. Maathai stoi na pierwszej linii walki na rzecz promowania sensownego ekologicznie rozwoju społecznego, gospodarczego i kulturalnego w Kenii i w Afryce - brzmi uzasadnienie norweskiego Komitetu Noblowskiego.

Na najbardziej zaskoczoną wyglądała sama laureatka. - To największa niespodzianka, jaka mnie spotkała w życiu - mówiła w piątek w norweskiej telewizji.

W latach 70. Maathai, pierwsza kobieta z doktoratem z biologii w Afryce Wschodniej i Środkowej, zasadziła kilka drzewek w ogródku za domem. Z tego skromnego gestu wyrósł Ruch Zielonego Pasa, w którym przez blisko 30 lat zmobilizowała kobiety afrykańskie do zasadzenia 30 mln drzew, by przeciwdziałać pustynieniu Kenii. Przy okazji stworzyła dziesiątki tysięcy miejsc pracy i dała kobietom poczucie, że i one coś mogą.

Po ubiegłorocznej nagrodzie dla Iranki Szirin Ebadi po raz kolejny w Oslo wybrano kobietę. Maathai jest jednak pierwszą Afrykanką uhonorowaną najbardziej prestiżową nagrodą świata.

Nazwisko Wangari Maathai wśród faworytów pojawiło się dopiero tuż przed ogłoszeniem nagrody. Podała go dobrze poinformowana norweska telewizja NRK, kiedy zasugerowała, że nagroda może po raz pierwszy przypaść ekologom. Obok nazwiska Maathai pojawiło się i drugie, rosyjskiego dziennikarza ekologa Aleksandra Nikitina, który ujawnił, że flota radziecka topiła w morzu odpady radioaktywne.

Pięcioosobowy komitet noblowski, w którego składzie są trzy kobiety, stanął w tym roku przed wyjątkowo trudnym wyborem. Pobito rekord zgłoszeń: nominowane były aż 194 osoby. Spekulowano, że wobec narastającej krytyki polityki Busha nagrodę może dostać główny inspektor ONZ Hans Blix, przeciwnik operacji irackiej. Mówiono, że coraz większym problemem dla pokoju staje się rozprzestrzenianie broni jądrowej, więc wśród faworytów byli dyrektor Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej El Baradei oraz amerykańscy senatorowie Richard Lugar i Sam Nunn za pracę nad demontażem poradzieckiej broni jądrowej.

Komitet uciekł jednak od polityki. Skrytykował go za to m.in. Morten Hoeglund z norweskiej Partii Postępu, mówiąc, że komitet odwrócił się od najbardziej palących problemów świata. Wyboru bronił norweski premier Kjell Magne Bondevik, mówiąc, że Maathai "łączy sensowny ekologicznie rozwój społeczny z demokracją". Zachwyceni są ekolodzy: - Komitet noblowski dodał zieleń do pokoju - woła Greenpeace. Szczęśliwa jest Kenia: - To wielki zaszczyt - oświadczył rzecznik rządu w Nairobi.

Obrona lasów afrykańskich to dramatyczna walka. Ruch naraża się politykom i przedsiębiorcom, którzy czerpią zyski ze sprzedaży szlachetnego drewna afrykańskiego, a także miejscowej pasterskiej ludności, dla których miarą prestiżu jest wielkość stada i którzy powiększają pastwiska kosztem lasów.

Maathai nie znosił kenijski dyktator Daniel Arap Moi, któremu stawiała odważnie czoła. Za jego rządów była bita do nieprzytomności i więziona. Po upadku jego reżimu została zaś wybrana do parlamentu.

Noblistka jest laureatką wielu nagród krajowych i międzynarodowych. Złoty medal, honorowy dyplom i czek na 10 mln koron szwedzkich (1,3 mln dolarów) Maathai odbierze w Oslo 10 grudnia.

Czy przyznanie Pokojowego Nobla działaczce ekologicznej w czasie wojny w Iraku jest słuszne?