Magdalena Piekorz: W "Pręgach" sytuacja jest bardzo drastyczna, choć w filmie jest więcej przemocy psychicznej niż fizycznej. To nie tyle historia o maltretowanym chłopcu, ile historia o nieszczęśliwych ludziach - ojcu i synu - którzy nie zdążyli sobie powiedzieć, że się kochają. A jeśli chodzi o rygor, to zdyscyplinowanie wyniesione z domu rodzinnego czy ze szkoły nie musi mieć złych skutków. Pewna wychowanka Szymanowa, która buntowała się, kiedy ojciec ją tam posyłał, przyznała potem, że ta szkoła wiele jej dała. Że nauczyła się tam nie rezygnować z siebie, nawet gdyby wszyscy ją opuścili. Ale spotkałam też dziewczęta, które tej szkoły nie pokochały.
- Nie, ale bardzo chciałam! Niestety, w ósmej klasie wygrałam wojewódzką olimpiadę polonistyczną i przydzielono mnie do konkretnej szkoły.
- W pewnym sensie tak. Rozumiem potrzebę autorytetów. Nie lubię ekshibicjonizmu, rozpasania, braku formy. Nie lubię być na luzie. Robiąc "Dziewczyny z Szymanowa", nie miałam złych intencji. Dlatego tak bolała mnie krytyka, która się potem rozpętała. Mój dziadek telefonował przerażony: mówili w Radiu Watykan, że twój film oprotestowany! Miałam wtedy 22 lata. Odsądzano mnie od czci i wiary, jakbym była wrogiem Kościoła. Ale bronili mnie profesorowie: Zanussi, Żebrowski, Marczewski. Pokazano film ks. Tischnerowi. Spodobał mu się.
- Właśnie ta scena najbardziej oburzała. Kiedy teraz oglądałam "Złe wychowanie" Almodóvara, uśmiechnęłam się, bo znalazłam scenę podobną - gimnastyka i hymn.
- Zastanawiałam się, co mi wolno. Dziś wiem, że taki lęk jest niepotrzebny.
- Patrzenia na wszystko z różnych stron. Dokument uczy, że nie ma czegoś takiego jak jedna prawda.
- Ojciec wierzy, że jego metody wychowawcze są dobre. Zbyt późno orientuje się, że zamiast wychować silnego człowieka, złamał człowieka. Podobnie dorosły Wojtek - jego wybuchy agresji są formą obrony własnego terytorium. Kiedy to zrozumiemy, okazują się w pewnym sensie uzasadnione. Kiedy on to zrozumie, zmieni się.
- Sztuczności. Symboli dla symboli. Głupich filmów, w sensie dosłownym. Ale lubię np. typowo babskie komedie romantyczne: "Notting Hill", "Dziewczyny z kalendarza". Podobało mi się "Nigdy w życiu".
- "Billy Elliott"; "Sekrety i kłamstwa" - film o tym, jak bardzo człowiekowi potrzebny jest drugi człowiek; "Czyż nie zabija się koni?" - film o mechanizmie samoupodlenia człowieka; Hitchcock - mistrzostwo nienachalnej konstrukcji, u niego jest i człowiek, i metafizyka; "Za ścianą" Zanussiego - dwoje ludzi, czysta sytuacja, z której wynika wszystko inne, kino bez kropki nad i, bez tezy.
Czy myśli pan, że "Pręgi" mają jakieś szanse tam, za oceanem? Ja liczę na niemiecki film "Upadek" o ostatnich dniach Hitlera. Jestem go ciekawa. Ktoś krytykował - Hitler jako nieszczęśnik? A mnie właśnie to najbardziej przekonuje. Bo to też człowiek, jak by nie było..