1987 - "Ptasiek" Alana Parkera. Polacy uwielbiali nie tylko film, ale jak nikt inny w świecie padli na kolana przed prozą Williama Whartona. Może było też tak, że w PRL-u wielu widzów czuło się "uciekinierem z rzeczywistości" podobnym do Ptaśka?
1988 - "Koyaanisqatsi" Godfreya Reggio. Urzekła nas plastyczna uroda "esejów" Reggio (było też "Powaqqatsi"). Od oryginalności do maniery jest jednak tylko krok - "Naqoyqatsi" Reggio z 2002 r. przyjęliśmy chłodno.
1989 - "Wyliczanka" Petera Greenawaya. W przerafinowaniu Greenawaya było coś pociągającego. Boję się tylko, że jego popularność wzięła się trochę ze snobizmu. O Greenawayu wypadało dobrze myśleć i mówić, nie do końca go rozumiejąc.
1990 - "Stowarzyszenie Umarłych Poetów" Petera Weira. Przeciwieństwo Greenawaya - film szlachetny i czysty jak łza. Coś dla romantycznych dusz.
1991 - "Podwójne życie Weroniki" Krzysztofa Kieślowskiego. "Dekalog" przyjęto w Polsce gorzej niż na Zachodzie. Czy zatem laur dla "Weroniki", pierwszego europejskiego filmu Kieślowskiego, był znakiem, że zaczynamy "normalnieć"?
1992 - "Księgi Prospera" Petera Greenawaya. Gdy rok później reżyser pojawił się podczas projekcji "Dzieciątka z Macon" w Teatrze Wielkim, ktoś z widzów wrzasnął: "Polacy, nie dajcie się ogłupić!".
(1993 - "Kawa i papierosy" Jima Jarmuscha. Jarmuscha ceniliśmy już za "Poza prawem" (1986). Tak to jednak bywa, że pełny zachwyt przychodzi wówczas, gdy ktoś kolejnym dziełem potwierdza klasę.
(1994 - "Arizona Dream" Emira Kusturicy. Podobnie było z Kusturicą. Jego wartościowsze filmy jugosłowiańskie przebił ten amerykański - z Johnnym Deppe'em.
1995 - "Zanim spadnie deszcz" Milcho Manczevskiego. Najwspanialsza "artystyczna analiza" wojny w Jugosławii. Nie można było jej nie ulec.
(1996 - "Trainspotting" Danny'ego Boyle'a. Cóż to za apoteoza luzactwa! Tego było nam trzeba, gdy już wiedzieliśmy, że rzeczywistość "w nowej wersji" nie jest wspaniała.
(1997 - "Goło i wesoło" Petera Cattaneo. Robotnicy z zamkniętych brytyjskich hut zakładają grupę striptizerów. Śmialiśmy się, pytając - dlaczego nikt nie nakręcił czegoś takiego o Śląsku?
(1998 - "Życie jest piękne" Roberta Benigniego. O Holocauście na smutno-śmiesznie?! Publiczność doceniła Benigniego, zanim Hollywood dał mu Oscara.
(1999 - "Dzieci niebios" Majida Majidi. Tym gestem uznaliśmy wielkość kina Iranu. To jest coś: zbudować wspaniały film wokół zgubionej pary butów!
(2000 - "Samotni" Davida Ondricka. Nasze kino nie umiało oddać tego, co "chodzi młodym po głowie". A czeskie potrafiło.
(2001 - "Włoski dla początkujących" Lone Scherfig. Początek ery zauroczenia humorem skandynawskim. Przepis: trochę chłodu (w stosunkach międzyludzkich), szczypta zgrywy, a na koniec triumfujące ciepło.
(2002 - "Elling" Pettera Naessa. "To jest o mnie!" - myśleli widzowie, oglądając fobie 40-letniego norweskiego "wariata".
(2003 - "Kumple" Mortena Tylduma. Trochę komedia romantyczna, trochę film o odpowiedzialności, jaka wiąże się z sięgnięciem po kamerę. Połączenie błahego z poważnym "kupujemy" dziś w kinie najchętniej.
2004 - Nagroda publiczności przyznana zostanie 18 października.