Kiedyś obserwowałem, jak to Polacy przekraczali granicę i zatrudniali się u nas, teraz kierunek jest odwrotny, bo u nas nie ma pracy - mówi Wolfgang Kransel z niemieckiego Zittau, pracownik stacji benzynowej w Kopaczowie (Dolnośląskie). Jest jednym z pierwszych Niemców, jakich na początku 2002 r. zatrudniła firma Apexim AB.
Wcześniej przez 20 lat pracował jako robotnik budowlany. Jego firma upadła, był na bezrobociu. W Zittau bezrobocie sięga ponad 20 proc.
Kransel zapewnia, że teraz rodacy odnoszą się do niego dobrze, ale na początku dziwnie patrzyli. "Będziesz pracował u Polaka jako robol? Coś ci się pomieszało" - dziwili się. - Teraz zdziwienie zniknęło, znajomi pytają mnie nawet, jak się u Polaków zatrudnić - opowiada.
Zarejestrowana w Poznaniu spółka Apexim AB ma 13 stacji benzynowych. 11 przy niemieckiej granicy. Zatrudnia 100 Polaków i 15 niemieckich pracowników fizycznych. Na stacji w Kopaczowie jest czterech Niemców z Zittau i Goerlitz, w Zasiekach sześć osób z Forst, w Krzymowie pięciu mieszkańców Schwedt. - Zależało nam, aby nasi niemieccy klienci czuli się na naszych stacjach benzynowych jak u siebie - wyjaśnia wprowadzenie niemieckiej obsługi dyrektor naczelny Apeximu AB Krzysztof Springer. - Jedyną różnicą w porównaniu z niemiecką stacją ma być niższa cena [średnio o 25 proc. mniej niż w Niemczech - red.].
Zasiłek dla bezrobotnych w Niemczech to średnio 600 euro. Na polskiej stacji Niemiec może zarobić ok. 1 tys. euro, trzy-czterokrotnie więcej niż polski pracownik na tym samym stanowisku. Szefowie spółki przyznają jednak, że opłaca im się zatrudniać "drogich Niemców": - Na stacji, gdzie pracują Niemcy, sprzedaż paliwa jest o kilkanaście procent większa - mówi dyrektor Springer. - Nasi pracownicy mają wspólne tematy z niemieckimi klientami, jeśli chcą ponarzekać na swoich polityków, to nie ma żadnych problemów - tłumaczy dyrektor Springer.
Apexim AB rekrutował niemieckich pracowników przez ogłoszenia w niemieckich gazetach. Na początku 2002 r., kiedy ruszył nabór, nie było wielu chętnych. Niemcy podejrzewali podstęp, myśleli, że to będzie praca na czarno, wątpili, że Polacy są w stanie załatwić wszelkie formalności. Obecnie jest kilku chętnych Niemców na jedno miejsce pracy na polskiej stacji.
Apexim to nie jedyna firma, która korzystała z pomocy niemieckich robotników. Andrzej Szyjkowski, właściciel największego w północno-zachodniej Polsce salonu Opla w Gorzowie, w ub. roku przez sześć miesięcy szkolił u siebie niemieckiego stażystę. Niemiec uczył się montowania instalacji gazowej w samochodach.
Przysłała go Niemiecka Izba Rzemieślnicza z Frankfurtu nad Odrą - płaciła za stażystę ubezpieczenie i dawała mu kilkaset euro na wydatki. Szyjkowski dokładał 800 zł: - Stażysta sprawił, że więcej aut sprzedałem Niemcom. Wszystko dlatego, że niemiecki klient chciał kupować od rodaka. Taka ich mentalność - mówi. Szyjkowski już napisał do niemieckiej Izby, że "weźmie" każdą liczbę stażystów, a w przyszłości chciałby zatrudnić ich na stałe.
W pierwszym półroczu 2004 r. obywatelom Republiki Federalnej Niemiec wydano 582 zezwolenia na pracę w Polsce.