Muzyka dzięki internetowi

Mariaż muzyki z najnowszymi technologiami zupełnie odmienił rynek płytowy. Ale czy ktoś przypuszczał, że te zmiany będą aż tak ogromne i np. muzykom już nie potrzebne będą tradycyjnie działające wytwórnie płytowe? Bo wszystko można zrobić przez internet

- A po co nam wytwórnia płytowa? - zapytał w rozmowie z dziennikarzem agencji AP Frank Black, lider legendarnej już grupy The Pixies, która po 12 latach nieobecności powróciła na trasy koncertowe. Zespół uważany za jedną z najważniejszych formacji alternatywnych w historii muzyki rockowej w latach 80. zdobył status grupy kultowej. Nigdy jednak nie osiągnął sukcesu komercyjnego. Teraz nadrabia to z nawiązką.

Odrodzenie Pixies

Nie zarabia jednak na sprzedaży płyt. W każdym razie nie na tych wydawanych w wytwórniach płytowych. Grupa koncentruje się na trasach koncertowych, sprzedaży gadżetów i koszulek oraz rozprowadzaniu po występach albumów, które zawierają muzykę z zakończonego przed chwilą koncertu. To ostatnie umożliwia im rozwój współczesnej techniki nagraniowej. Zainteresowanie fanów takimi nagraniami jest ogromne. - Przemysł płytowy jest obecnie w fatalnej formie - mówi Black. - Biznes jest tam, gdzie są prawdziwi fani. A ich interesują koncerty.

Ogromną rolę w działalności reaktywowanego Pixies odgrywa internet. Zespół wstawił wszystkie swoje dawne utwory do płatnych serwisów internetowych w postaci plików mp3. Zyski ze ściągnięć przewyższają wielokrotnie dochody, jakie w latach 80. formacja uzyskiwała ze sprzedaży płyt. Do internetu trafił też nowy utwór zespołu "Bam Thwok". Pierwszy nagrany po 13 latach przerwy. Jeszcze parę lat temu Pixies wydaliby go zapewne na klasycznym singlu. Ale kto kupuje dziś single? Piosenka jest dostępna w USA dzięki serwisowi iTunes Music Store. Kosztuje 99 centów.

Internet daje niezależność

Internet równie dobrze służy zarówno wielkim gwiazdom sceny niezależnej, jak i zespołom, które stawiają na niej dopiero pierwsze kroki.

Brytyjski dziennik "The Guardian" opisał niedawno przypadek nowojorskiej formacji Groovelily, która opiera strategię promocyjną wyłącznie na sieci. Zespół grywa koncerty w domach swoich fanów, dla góra kilkudziesięciu osób. Nie są to jednak przypadkowe występy, lecz regularne imprezy organizowane w ramach promocyjnej trasy koncertowej.

Wszystko aranżowane jest przez internet. Fani sami przekazują sobie informacje o koncercie. - Dziś każdy ma w domu internet - mówią muzycy Groovelily. - Każdy ma też drukarkę, więc może wysłać maila, wydrukować ulotkę czy powiadomić lokalną gazetę czy stację radiową o naszym występie.

Zamiast drukować kosztowne plakaty, fani ściągają z sieci banery reklamowe. Poprzez internet rozprowadzane są także bilety. Zarówno na małe imprezy organizowane w domach, jak i większe, gdy Groovelily gra w jakimś klubie. Tą samą drogą sprzedawane są też płyty formacji. Na oficjalnej stronie zespołu dostępne są też darmowe pliki z utworami Groovelili. Co ciekawe, zupełnie nie wpływa to na sprzedaż normalnych płyt. Przeciwnie, fani zachęceni darmowymi piosenkami zamawiają całe albumy grupy. Dzięki temu Groovelili może pozwolić sobie na całkowitą niezależność.

Z wyliczeń muzyków brytyjskiej grupy Groovelily wynika, że dziesięć lat temu podziemna formacja musiała wydać rocznie 40 tysięcy dolarów tylko na to, aby utrzymywać kontakt z fanami i odpowiadać na ich listy i zamówienia. W takiej sytuacji wsparcie wytwórni płytowej było niezbędne. Dziś większość z tych rzeczy można zrobić przez internet. Za darmo.

Jedni trafiają do internetu z wyboru, inni dlatego, że nie mogą znaleźć tradycyjnego wydawcy. Takich wykonawców ma skupiać powstająca właśnie internetowa firma płytowa UberSonic. Jej pomysłodawcą jest KJ Kjelgaard, do niedawna pracownik serwisu aukcyjnego eBay.

Kjergaard zauważył, że wielu dawnych wykonawców, którzy wciąż przyciągają na koncerty tłumy fanów, nie ma obecnie kontraktów płytowych. W takiej sytuacji w USA znajduje się np. grupa Duran Duran. Tradycyjne wytwórnie płytowe boją się ryzyka, raczej zmniejszają swoje katalogi niż podpisują nowe kontrakty. A już na pewno nie palą się do podpisywania kontraktów z gwiazdami sprzed lat, ich zdaniem niemodnymi i niegwarantującymi stuprocentowego sukcesu. Co innego jednak UberSonic. - Zespoły nie są już być może modne, ale ich fani są wciąż lojalni - mówi Kjelgaard. Jego firma ma docierać ze swoimi wydawnictwami do takich właśnie fanów.

Ponieważ UberSonic powstaje jako filia eBaya, może liczyć na wsparcie internetowego giganta. Płyty będą reklamowane na stronach eBaya. Korzysta z nich ponad 100 milionów internautów, więc moc takich reklam będzie bez wątpienia ogromna. Do opłat i dystrybucji płyt będzie wykorzystywany ten sam system, według którego działa eBay. Z jedną różnicą. Cena płyt będzie stała i nie będzie podlegać licytacji.

Internetowa lista przebojów

Internet wyzwala nowe pomysły, ale jednocześnie świetnie rozwijają się oficjalne serwisy mp3, główne źródło zysku z muzyki w sieci. W Wielkiej Brytanii dwa główne portale lada moment uruchomią własne listy przebojów oparte na tygodniowych wynikach ściągnięć plików mp3. Napster we współpracy z Virgin Radio rusza z taką listą przebojów 29 sierpnia. Audycja będzie nazywać się The napster Online Music Chart. Nie próżnuje też Official UK Music Chart Company, która do tej pory tworzyła oficjalną listę przebojów opartą na sprzedaży singli. Rynek singli jednak zamiera, więc firma związała się z iTunes, konkurentem Napstera. Wspólna lista rusza 1 września. W planach jest też oparte na niej muzyczne show w BBC1.

Internet nieustannie zmienia obraz współczesnego rynku muzycznego. Czy można wyobrazić sobie, że dzięki niemu zupełnie znikną firmy płytowe w postaci, w jakiej znamy je obecnie? Wspominany już Frank Black nie wyklucza, że Pixies będą wydawać w sieci nie tylko single, ale i całe płyty długogrające. Ale przy okazji zaleca - przynajmniej na razie - ostrożność w postępowaniu z nowymi mediami. - Wszyscy w tym biznesie zastanawiają się, jaki zrobić następny krok. Między internetem i tradycyjnymi sklepami płytowymi może się jeszcze wiele wydarzyć. Lepiej trzymać się na dystans i poczekać, aż wszystko się jakoś ułoży - mówi Black.