Nie pożrą nas roboty

Światu nie zagraża inwazja maleńkich robotów, które potrafią się rozmnażać - mówi Eric Drexler. Po 18 latach guru nanotechnologii wycofuje się ze swej ponurej wizji przyszłości

Zmianę poglądów ogłosił Drexler w czerwcowym numerze pisma "Nanotechnology". W krótkim artykule, który przesłał do druku ledwie dwa miesiące temu, uczony tłumaczy, dlaczego perspektywa zniszczenia świata przez niewidoczne gołym okiem maszyny, którą po raz pierwszy przedstawił w 1986 roku, już go nie niepokoi.

- Konstruowanie sztucznych tworów, które będą się same powielały, nie ma już sensu - mówi dziś Drexler. - W swojej prognozie zakładałem, że wyścig w nanotechnologii podąży tą właśnie drogą, bo firmy będą szukały taniej metody produkcji swoich wynalazków. Biologia podsuwała wydawałoby się najbardziej efektywne rozwiązanie: reprodukcję. Spójrzcie na bakterie. Jak one szybko to robią.

Można, tylko po co?

Czas pokazał jednak, że olbrzymie ilości lilipucich urządzeń można wytwarzać prostszymi metodami. Nie trzeba w tym celu naśladować przyrody. - I dobrze - mówi Drexler. - Nie musimy się obawiać, że inteligentne i wszędobylskie nanoroboty, przez nas wymyślone i stworzone, kiedyś w przyszłości wymkną się spod kontroli, rozpełzną po planecie, niepostrzeżenie przenikną do naszych ciał, a na końcu nas zniszczą.

Jednak uczony nie do końca rezygnuje ze swojej wizji. Nadal uważa, że zbudowanie malutkiego robota zwanego przez niego "składaczem", który z atomów składałby swoje kopie, te zaś natychmiast szłyby w ślady swoich "rodziców", jest teoretycznie możliwe. - Ale to scenariusz, który raczej nigdy się nie sprawdzi, bo są wydajniejsze i bezpieczniejsze sposoby produkcji - mówi dziś Drexler.

Fabryka na biurku

Jeśli nie "składacze", to co? Przyszłość - zdaniem Drexlera i drugiego autora publikacji, Chrisa Phoeniksa z Centrum Odpowiedzialnej Nanotochnologii (CRN) - należy do specjalnych montowni, w których nanotechnologiczne cacuszka będą sklejane w całość z atomów i cząsteczek. Taka molekularna fabryka nie powinna być większa od zwykłej drukarki komputerowej. Można ją będzie postawić na biurku, włączyć do prądu i rozpocząć masową produkcję zaprojektowanego przez siebie nanodrobiazgu - twierdzą uczeni.

Projekt takiej taśmy montażowej stworzył m.in. prof. Ralph Merkle z Georgia Institute of Technology. Jego fabryka podobna jest do zwykłego zakładu produkcyjnego, tyle że wszystko ma w niej skalę mikro. Montownię wyposażono w uniwersalny zestaw narzędzi. Zostały one zaprojektowane i rozmieszczone w taki sposób, aby za ich pomocą można było zbudować dowolne urządzenia, np. nanokomputery miliardy razy szybsze od dotychczasowych, albo sondy medyczne, które niedługo będzie się nam wstrzykiwać do krwi, by oceniły stan naszych naczyń krwionośnych.

Nie zostaniemy szarą papką

A co z wizją nanopotworów pożerających ludzi? - Nie sądziłem, że zrobi ona taką karierę - przyznaje Drexler. - Chciałem jedynie ostrzec przed niekontrolowanym rozwojem nanotechnologii, która znajdowała się wtedy w powijakach. Czarny scenariusz miał uświadomić ludziom, że z tą dziedziną wiążą się zarówno olbrzymie korzyści, jak i poważne zagrożenia. Nadal zresztą tak uważam.

Czego dziś boi się Drexler? Jego zdaniem, zagrożenie ze strony liliputów wciąż istnieje. Co prawda nie będą się one już reprodukowały, ale jeśli ich nie upilnujemy, mogą łatwo przeniknąć do powietrza, wody i żywności, a także do naszych ciał. Mogą też stać się groźną bronią. - To jest dziś prawdziwe niebezpieczeństwo, a nie najazd sztucznych tworów, które przerobią nas na szarą papkę - mówi. Podobne obawy zawiera raport opublikowany w maju przez Swiss Re - jedną z największych na świecie firm reasekuracyjnych.

Konkluzja Drexlera zapewne nie spodoba się jednemu z najlepiej zarabiających dziś pisarzy na świecie. Mowa o Michaelu Crichtonie, który dwa lata temu napisał thriller "Rój" (Prey) o naukowcach walczących z chmarą atakujących ich nanorobotów, które sami stworzyli. Wydawca zapłacił mu za książkę 30 mln dolarów. Kolejne 5 mln dolarów dorzuciła wytwórnia 20th Century Fox, kupując prawa do ekranizacji powieści. Film o losach lekkomyślnych nanotechnologów prawdopodobnie pojawi się w kinach w przyszłym roku. Wizja świata pożeranego przez maleńkie maszyny brzmi tak upiornie, że musi się dobrze sprzedawać. To, że Drexler właśnie ją odwołał, zapewne niewiele zmieni.