Joyce napisał "Ulissesa" na emigracji. Wydał w 1922 r. w Paryżu, bo żadne z amerykańskich ani brytyjskich wydawnictw nie zgadzało się na druk. Irlandczycy oskarżali rodaka o wulgarność i zdradę ideałów narodowych. Inni uznali powieść za skandaliczną: obok siebie, bez pruderii pisze się o seksie, tradycji narodowej, literaturze, religii i jedzeniu.
Ale w końcu "Ulisses" zyskał miano arcydzieła, a w powieści Joyce'a odnajdywali się wszyscy: od humanistów po polityków i kaznodziei. Joyce chciał, by jego dublińska "Odyseja" była dziełem uniwersalnym, odtwarzającym porządek Wszechświata. Ponieważ uważał otaczający nas kosmos za chybione i chaotyczne dzieło, postanowił w książce odtworzyć ten chaos i w ten sposób zakpić z nieudolnego Stwórcy.
W jego powieści nie ma hierarchii zdarzeń, wątki się urywają, myśli pojawiają w nieuporządkowany sposób. "Ulisses" jest pierwszą powieścią "strumienia świadomości" - kierunku tak modnego w prozie XX w.
Ale to nie oznacza poczytności dzieł Joyce'a. "Ulisses" jest piekielnie trudny w przekładzie, bo Joyce użył w nim wszystkich znanych sobie rejestrów języka i stylów literackich. W drugim swoim słynnym dziele - "Finnegans Wake" - pisarz idzie jeszcze dalej, stwarzając całkiem nowy język lekceważący gramatykę i znaczenie słów, oparty na rytmie, dźwięku, kalamburach i zbitkach słownych, które zostały stworzone tylko na użytek tej książki.
Efekt jest taki, że na przekład "Ulissesa" tłumacze poświęcają wiele lat pracy, a od "Finnegans Wake" po prostu odpadają. W Polsce tego dzieła nie dokończył tłumacz "Ulissesa", nieżyjący już Maciej Słomczyński. Sean Walsh, który 20 lat temu podjął się stworzenia filmowej wersji "Ulissessa" twierdzi, że przeczytał powieść 50 razy i stworzył 800 wersji scenariusza. Do "Finnegans Wake" nawet się nie przymierzał...
Od początku lat 20. - najpierw w Paryżu, a teraz na całym świecie - 16 czerwca obchodzony jest jako Bloomsday. Organizatorzy od Szanghaju przez miasta amerykańskie po Melbourne, Pragę, Moskwę i Berlin urządzają rajdy rowerowe i piesze wędrówki, rejsy łodziami, biegi po knajpach, maratony czytania Joyce'a, sesje naukowe i popularnonaukowe, koncerty muzyki irlandzkiej, premiery musicali (np. o erotycznych marzeniach Molly) i spektakli teatralnych. Także biesiady - odtwarza się jadłospisy drobiazgowo opisane przez Joyce'a.
Od kiedy Joyce nie jest już wyklęty w Irlandii, celuje w tym Dublin. Tegoroczny Bloomsday rozrósł się w pięciomiesięczny festiwal "Rejoyce" (trwa od kwietnia do sierpnia). W tym tygodniu jest jego kulminacja. Śniadanie Blooma, bardzo ważny punkt każdych obchodów 16 czerwca, w tym roku zjedzono w Dublinie już w niedzielę, a uczestniczyło w nim 10 tys. osób. W każdym pubie podawane są "literackie" posiłki, często oprócz nazwy nie mające wiele wspólnego z ich patronami - kuriozalnym przykładem jest "Beckett burger" i "Wilde burger".
Żeby uczestniczyć w Bloomsday nie trzeba czytać Joyce'a - jego powszechnie dostępna w internecie, dowcipna i zdystansowana wobec dzieła giganta literatury wersja zatytułowana "Ulisses dla głupków" ("Ulisses for Dummies") składa się z 18 animowanych obrazków podpisanych 18 krótkimi zdaniami streszczającymi powieść.
Obrońcy autentyczności kultury irlandzkiej grzmią na alarm: - To disneizacja Irlandii i Joyce'a!
Kraków
16 czerwca: godz. 8-20 Rynek Główny wspólne czytanie "Ulissesa" w nowej edycji wydawnictwa "Znak"; godz. 19 księgarnia kawiarnia "Massolit - Books" czytanie "Ulissesa" po angielsku
14-21 czerwca - Rynek Główny - wystawa "Od Joyce'a do liberatury"
16-17 czerwca Rynek Główny: sesja literacka "Pisarz i miejsce"
Poznań 16 czerwca:
(Bloomsday w kawiarni U Przyjaciół, od godz. 13 (kulminacja o g. 21), można m.in. asystować przy smażeniu wieprzowej nerki, dowiedzieć się, o czym rozmyśla przed snem Molly Bloom, przysłuchiwać się rozmowom policjantów w pubie