Ustawiane mecze, wojny kibiców, kobiety ganiające z piłką i mundiale jednoczące naród - tak futbol wygląda w kinie
"Panowie zapominają, że ja jestem sędzią międzynarodowym" - mówi Laguna (Janusz Gajos), bohater "Piłkarskiego pokera" (1988) Janusza Zaorskiego, gdy chce większej łapówki za "lewe gwizdanie".
Futbolowe przekręty - to zawsze wypada w kinie najlepiej. Mecze są emocjonujące same z siebie, więc nawet talent Felliniego na nic by się przy nich zdał. Można tylko pokazać to, co dzieje się "dookoła". A przekręty wszędzie są podobne - gdy przypominam sobie włoski film "I due maghi del pallone" (1971) Mariano Laurentiego, w którym działacze pewnej drużyny, dzień przed decydującym meczem, porywają najlepszego strzelca rywala, zastanawiam się, czy w naszej trzeciej lidze nie było czegoś podobnego?
Albo gdy widzę jak prezesi Pawelec i Grajewski "spuszczają" Widzew do drugiej ligi, wiem, że nie kłamie francuska "Główka" (1979) Jean-Jacques'a Annauda, w której wszechwładny prezes mści się na rezerwowym (Patrick Dewaere), który sfaulował na treningu ich największą gwiazdę: najpierw wywala go z klubu, potem, dzięki znajomościom, każe prześladować go w fabryce, aż wreszcie, jako gwałciciela (to oczywiście lipa!), pakuje do więzienia...
Kino o futbolu nie musi niczego wymyślać - ono tylko reaguje na rzeczywistość. Niedawno widzieliśmy, jak podczas finału Pucharu Polski tłukli się kibice Legii i Lecha. Ten problem trapi zwłaszcza filmowców brytyjskich i włoskich. Gdy w "Ultra" (1990) Ricky'ego Tognazziego krewki szef klubu kibica Romy wychodzi z więzienia, orientuje się, że kumpel odebrał mu nie tylko kibicowską władzę, ale i dziewczynę. "Odbije" to sobie podczas meczu ze znienawidzonym Juventusem...
Bohater, grany przez Gary'ego Oldmana w "Firm" (1988) Alana Clarke'a, próbuje skłonić fanów zwaśnionych klubów do czasowego rozejmu z okazji Mistrzostw Europy. Bez powodzenia.
Czasem w filmach o piłce chodzi o coś więcej niż tylko o samą grę - np. o honor. W "Escape to Victory" (1981) Johna Hustona wychudzeni jeńcy alianccy grają z podtuczonymi Niemcami. W przerwie zamierzają uciec, ale zostają na drugą połowę, bo nie chcą, by mecz zakończył się ich przegraną. W decydującym momencie Sylvester Stallone broni "jedenastkę"!
Polacy, jako naród, świetnie czuli się po mistrzostwach świata w 1974 roku (III miejsce). To, jak zwycięstwo z Węgrami 3:2 w finale mistrzostw w 1954 r. scementowało rozbite po wojnie Niemcy, pokazuje film Sönke Wortmann "Cud w Bernie" (2003, 3,2 mln widzów w Niemczech!). Jednym z jego bohaterów jest dziennikarz nadający relację z tego meczu, drugim mężczyzną (nazwiskiem Lubanski!) powracający po 13 latach z wojennej niewoli.
Żaden "szanujący się kibic" nie ogląda piłki nożnej kobiet. Kino się jednak nią zajęło. W "Gregory's Girl" (1981) Billa Forsytha bohater zakochuje się w dziewczynie, która zajmuje jego miejsce w drużynie piłkarskiej. Gra lepiej niż on! Jeszcze dalej posunęła się Gurinder Chadha, reżyserka "Podkręć piłkę jak Beckham" (2002) - opowiada o Sikhijce pragnącej zrobić w Anglii karierę piłkarską!
Choć w piłkę gra 11 facetów, da się czasem wyłowić z tego dramat jednostkowy. Wyszło to np. w filmie "Best" (2000) Mary McGuckian, historii irlandzkiego prawoskrzydłowego z powodu długich włosów zwanego "piłkarskim Beatlesem". W 1968 r., był najlepszym zawodnikiem w Europie, a potem już tylko... największym pijakiem i rozrabiaką. Paru naszych grajków powinno to obejrzeć.
Futbol i film splotły się też w inny sposób - piłkarze zajęli się aktorstwem! Szlak przetarł Francuz Eric Cantona (ur. 1966), gwiazdor Manchesteru Utd. Dostał rolę nawet w kostiumowej "Elizabeth" (1998). Nie gorzej rozwija się kariera postawnego Vinniego Jonesa (ur. 1965), eksdefensora Wimbledonu i Chelsea, który zaczynał w "Porachunkach" (1998) Guya Ritchiego, męża Madonny.
Czy któryś z filmów o futbolu można uznać za wybitny? Powiedziałbym, że radziecki serial animowany "Jak Kozacy grali w piłkę nożną". W tych historyjkach o występach "przodków Olega Błochina i Andrija Szewczenki" było tyle dowcipnych pomysłów, że choć oglądałem je w dzieciństwie, pamiętam tak, jakbym widział je wczoraj.