Tak wyglądała w czwartek debata na temat zasadności polskiej misji w Iraku. Wniosek o informacje rządu na ten temat złożył Andrzej Lepper (Samoobrona), ale wczoraj nie było go na sali. Zastępowali go inni: - Czy wy nie znacie patriotyzmu, stoicie po stronie ludzi, którzy napadli na wolny kraj - grzmiał kolega klubowy Leppera Krzysztof Filipek.
Wtórowali mu politycy Ligi Polskich Rodzin. - Jak polscy oficerowie służący w Iraku mogą nazywać tych ludzi terrorystami? WiN, AK, NSZ, walcząc z okupacją hitlerowską i stalinowską, też musiały strzelać zza węgła - stwierdził Zygmunt Wrzodak. - Polacy zwalczają w Iraku partyzantkę narodowowyzwoleńczą - dodał.
Wybuch wesołości wywołał poseł PSL Ryszard Stanibuła, stanowczo dopominając się o informację, czy Polska sprzeda w Iraku "honekery" (chodzi o samochody Honker, a nie o byłego przywódcę NRD).
Ale to nie był jeszcze szczyt absurdu. Osiągnęła go Renata Beger (Samoobrona), gdy zaczęła dowodzić, że do Iraku z wizytą do polskich żołnierzy nie pojechał prezydent Aleksander Kwaśniewski. - W Iraku wystąpił sobowtór prezydenta Jacek K. - twierdziła, powołując się na informację "Nie", którą gazeta opublikowała w prima aprilis. - Kwaśniewski bał się, ukrył się w pałacu jak jakiś Saddam - dodała z oburzeniem.
Prowadzący obrady wicemarszałek Janusz Wojciechowski (PSL) od razu zastrzegł, że jest prawdziwy.
Posłowie SLD (choć nie wszyscy) oraz politycy PO, PiS twierdzili, że Polska powinna nadal brać udział w misji stabilizacyjnej. Bronisław Komorowski (PO) stwierdził, że nasz kraj powinien przygotować plan stopniowego wyjścia z Iraku, ale "nie może to być rejterada". Marek Jurek (PiS) stwierdził, powołując się na przykład zamachu 11 marca w Madrycie, że opowiadanie się za wycofaniem wojska z Iraku to swoiste zaproszenie dla terrorystów, którzy chcieliby zmienić wynik polskich wyborów.
- Polska jest lojalnym sojusznikiem, podjęliśmy się misji i ją wypełnimy - powtórzył parokrotnie wiceminister spraw zagranicznych Bogusław Zaleski.