SLD na lep Leppera

W SLD zamiąch, jakiego w tej partii nigdy nie było. Do parlamentarzystów SLD przychodzą ludzie od Leppera i proponują miejsca na swojej liście. W zamian oczekują przyjaznego zachowania. Oto szczegóły...

Gdy o 17.30 w czwartek Sejm głosował nad pociągnięciem do odpowiedzialności cywilnej Andrzeja Leppera, w głosowaniu nie wzięło udziału aż 40 posłów SLD. Minutę i 40 sekund wcześniej posłów Sojuszu brakowało mniej - tylko 20. Ale wtedy głosowano nie nad Lepperem, lecz jedną z ustaw unijnych.

Dlaczego aż 40 posłów SLD nie wzięło udziału w głosowaniu nad odpowiedzialnością Leppera? - pytamy rzecznika klubu Sojuszu Bronisława Cieślaka.

- Jest to scysja w klubie. Szef klubu Krzysztof Janik i szef dyscypliny Wacław Martyniuk obsztorcowali tych posłów. Kryje się za tym jakaś ich wyrafinowana taktyka. Ona powoduje, że zależy im na oszczędzaniu pana Leppera. Cóż mogę powiedzieć? Jest to taktyka całkowicie błędna i niesympatyczna.

Tylko Lepper mógł docenić niespotykaną życzliwość posłów SLD wobec siebie.

- Ta akcja wstrzemięźliwej rezerwy, "tak na wszelki wypadek", wobec Leppera ze strony niektórych posłów SLD świadczy, jak głębokie podziały biegną przez Sojusz. To nie tylko tak zauważany podział "dziesiątka" - reszta klubu, ale i inne pęknięcia.

Na co liczą ci, którzy nie wzięli udziału w głosowaniu nad Lepperem?

- Do różnych posłów SLD przychodzą ostatnio emisariusze od Andrzeja Leppera i mrugają: przyjdźcie do nas, znajdzie się dla was jakieś dobre miejsce na liście. Do mnie akurat nikt nie przyszedł, ale wiem, że u różnych kolegów byli. Dlatego, jak sądzę, niektórzy koledzy uznali za konieczne oszczędzić Andrzeja Leppera.

 

W głosowaniu nie uczestniczył też minister sprawiedliwości Grzegorz Kurczuk. - Gdybym był na sali, na pewno bym głosował za pociągnięciem do odpowiedzialności Andrzeja Leppera - powiedział "Gazecie".