Generalny prokurator wojskowy Rumunii generał Dan Voinea został zwolniony ze stanowiska - poinformowano we wtorek w Bukareszcie. Voinea prowadził śledztwa przeciw oficerom odpowiedzialnym za tłumienie rewolty w 1989 roku oraz organizatorom krwawych górniczych najazdów na stolicę na początku lat 90. - Generał Voinea został zwolniony na polecenie ministra sprawiedliwości z powodu błędów w zarządzaniu - oświadczył rzecznik prokuratury.
Stowarzyszenia ofiar górników twierdzą, że zwolnienie prokuratora jest polityczne. W grudniu ub. roku władzę w Rumunii przejęli postkomuniści, prezydent Iona Iliescu, który rządził poprzednio w latach 1990-96. Po najazdach na Bukareszt, w których zginęły trzy osoby, a kilkadziesiąt zostało rannych, Iliescu dziękował górnikom za "przywrócenie demokracji". - Voinea został wyrzucony, gdyż kończył dochodzenie przeciwko górnikom i policjantom, którzy represjonowali pokojowe demonstracje opozycji - uważa Viorel Ene, szef Stowarzyszenia Ofiar Górników.
Generał Voinea był związany z Sojuszem Obywatelskim, główną organizacją demokratycznych środowisk rumuńskich. - To jest nasze prawo i obowiązek, by ustalić prawdę o wydarzeniach z grudnia 1989 roku - powtarzał w Timisoarze podczas konferencji z okazji 10. rocznicy jedynego krwawego buntu końca komunizmu w Europie Wschodniej. - Ta rewolta trwa dziś. Chodzi również o to, by nie dopuścić do powrotu ludzi ze struktur totalitarnych, którzy brali udział w jej tłumieniu.
Prokuratorzy skarżyli się na utrudnienia w dostępie do dokumentów Securitate, potężnej komunistycznej policji politycznej, które są w archiwach służb specjalnych. Śledztwa w sprawie śmierci ponad tysiąca cywilów i żołnierzy w rewolcie, która wyniosła do władzy Iliescu, zaprowadziły ich na najwyższe szczeble komunistycznego aparatu władzy. W ub. roku na wysokie kary więzienia zostali skazani generałowie Victor Stanculescu i Mihai Chitac, odpowiedzialni za represje w 1989 roku. Po ich skazaniu Iliescu krytykował wyrok, twierdząc, że armia odegrała pozytywną rolę w tamtych wydarzeniach.
Od powrotu postkomunistów do władzy dorobek wymiaru sprawiedliwości, który podczas czterech lat rządów demokratów podjął rozliczenia z komunizmem, rewoltą 1989 roku i plagą pierwszych lat wolności: marszami górników, stoi pod znakiem zapytania. Deputowani partii Iliescu i ultranacjonalistycznej Partii Wielkiej Rumunii mnożą apele o uwolnienie Mirona Cosmy, przywódcy górniczych najazdów, skazanego w 1999 roku na 18 lat więzienia.
Aresztowanie "węglowego króla", który w 1999 roku poprowadził górników na Bukareszt po raz kolejny, uważano ze jeden z nielicznych sukcesów demokratów. Nowy prokurator generalny Tanase Joita zapowiedział już, że rozważa przypadek Cosmy. W styczniu Joita zażądał też wznowienia procesu generałów Stanculescu i Chitaca.
Po stu dniach rządów postkomunistów rumuńscy i zagraniczni obserwatorzy mają mieszane uczucia. Ekipa młodego i dynamicznego premiera Adriana Nastase mile zaskoczyła Unię Europejską, do której Rumunia kandyduje. W Brukseli dobre wrażenie zrobił minister spraw zagranicznych Mircea Geoana, który za demokratów był ambasadorem Rumunii w Waszyngtonie. - Rozumiemy, że jedyna droga naprzód wiedzie przez demokrację, kapitalizm i integrację europejską - zapewniał Brukselę.
Rządowi Nastase sprzyja nieznaczna poprawa katastrofalnej sytuacji gospodarczej, m.in. dzięki 27-procentowemu wzrostowi eksportu. Rumunia obiecuje dalszą prywatyzację. Wśród firm wystawionych na sprzedaż będą linie lotnicze Tarom, Rumuński Bank Handlowy i państwowa telekomunikacja Romtelecom. - Jesteśmy mile zaskoczeni, głównie dlatego, że spodziewaliśmy się najgorszego - twierdzi zachodnie źródło cytowane przez "Jane's Foreign Report". - Zobaczymy, jakie podejmą działania.
Reforma systemu prawnego i jawność gospodarcza są jednym z głównych postulatów Unii Europejskiej wobec Bukaresztu. W środę rząd zakończył prace nad projektem prawa o dostępie do informacji. Chociaż opozycyjni liberałowie przygotowywali od dawna własny projekt, deputowani rozważą wyłącznie propozycję rządową. - Projekt rządu posługuje się złą logiką. Informacje o charakterze publicznym stanowią w nim dodatek do tajemnic - powiedział "Gazecie" Gabriel Andreescu z rumuńskiego Komitetu Helsińskiego.
- Żadne prawo na świecie nie zawiera tak szerokiej definicji tajemnicy państwowej i zawodowej ani nie daje takich szerokich uprawnień służbom bezpieczeństwa - powiedział rumuńskiej prasie deputowany Emil Broc. Andreescu dodaje: - Jeżeli nie można opublikować nazwisk ludzi, którzy wyłudzili kredyty bankowe, nie ma mowy o jawności.
Projekt zapewne zostanie przyjęty przez parlament, w którym postkomuniści mają większość.
Monika Słowakiewicz