Marcin Wojciechowski: Liberalne Jabłoko nie wystawi kandydata w marcowych wyborach prezydenckich. Sojusz Sił Prawicowych i komuniści rozważają wraz z liberałami nad wezwaniem do bojkotu wyborów, których murowanym faworytem jest Władimir Putin. Czy uda im się zerwać wybory?
Aleksander Pumpiański: To mało realne. Wątpię, by te trzy partie zdecydowały się na krok tak radykalny i wypracowały wspólne stanowisko w tej sprawie. Kreml nie ma się czego bać. Ludzie w otoczeniu Putina przestraszyli się jednak, że ktoś mówi o możliwości bojkotu wyborów, złamaniu kariery Putina [jeśli w marcowych wyborach prezydenckich frekwencja wyniesie poniżej 50 proc., to Putin nie będzie mógł kandydować w następnej elekcji - red.]. To nie pasuje do stworzonego przez Putina systemu demokracji sterowanej, w którym role rozdaje administracja prezydenta. Przestraszono się, że nagle niektórzy aktorzy zaczynają mówić własnym głosem.
Czy ogłoszenie bojkotu może oznaczać, że w Rosji powstanie prawdziwa opozycja?
- Wątpię w to. Problem naszych demokratów polega na tym, że wciąż nie zdefiniowali, kim chcą być. Weźmy przywódców Sojuszu Sił Prawicowych. Jego wiceprzewodniczący Anatolij Czubajs jest szefem państwowego giganta energetycznego RAO JES. Jak taki człowiek może wzywać do bojkotu wyborów prezydenckich? Szef SSP Borys Niemcow jest bardziej zadziorny wobec władzy, ale on też jest uwikłany w rozmaite zakulisowe układy. Ludzie z SSP są przyzwyczajeni do zajmowania wysokich stanowisk, wynikających z tego przywilejów, do wytyczania kierunku, w którym zmierza kraj. Bycie w opozycji nie odpowiada ich naturze. Wciąż nie mogą podjąć decyzji, czy nadal chcą być częścią establishmentu, który staje się coraz bardziej autorytarny, czy opozycją.
Jabłoko jest pod tym względem bardziej wyraziste.
- Ale nie może podnieść się z druzgocącej porażki w wyborach, w których po raz pierwszy od dziesięciu lat nie weszło do Dumy. Moim zdaniem niewystawianie kandydata w wyborach prezydenckich przez Jabłoko to przejaw kompletnego zagubienia, dezorientacji i próba rozpaczliwej gry na czas. Porażka demokratów w wyborach po części jest ich winą, po części to efekt obiektywnego cyklu historycznego. 15 lat temu Rosjanie byli zmęczeni komunizmem, dziś są zmęczeni reformami i ich niechęć zwaliła się akurat na barki demokratów, którzy symbolizowali przemiany lat 90. To oczywiście głęboko niesprawiedliwe, bo wszystkie pozytywy ostatnich lat są ich zasługą, a rozlicza się ich tylko za negatywy.
A co z komunistami, którzy przedstawiają się jako najbardziej radykalna opozycja wobec Kremla?
- Moim zdaniem im też zabraknie odwagi, by wezwać do bojkotu. Komuniści są też opozycją w ramach systemu, w gruncie rzeczy akceptują istniejący porządek rzeczy. Nasza scena polityczna przypomina dwór Jego Wysokości z rozmaitymi stanowiskami. Stanowiska członków opozycji można porównać z pozycją ministra. Jedni i drudzy działają w określonych granicach i boją się je przekraczać. Nie sądzę, by szybko miało się to zmienić.
*Aleksander Pumpiański - redaktor naczelny tygodnika "Nowoje Wriemia"