Rosjanie bardzo nie lubią milicji, bo jest skrajnie skorumpowana

Na 95 Rosjan przypada pięciu milicjantów, co jest światowym rekordem. Władze przygotowują kampanię, która ma zmienić wizerunek milicji uznawanej za najbardziej skorumpowaną instytucję w kraju

Przed wielką księgarnią przy ulicy Twerskiej w centrum Moskwy stoi znak "zakaz zatrzymywania". Ale kierowcy parkują, bo ulica jest szeroka, a w okolicy nie ma gdzie zostawić auta. Zaczajeni milicjanci wolnym krokiem podchodzą do ludzi, którzy po szybkich zakupach wracają do samochodów.

- Widział pan ten znak? - pyta surowo milicjant, przeglądając prawo jazdy i dowód rejestracyjny.

- Widziałem, ale tu nie ma gdzie zostawić auta. Parkowałem tylko pięć minut - próbują się tłumaczyć kierowcy.

- Przepisów trzeba przestrzegać! - ucina milicjant.

Potem zaczyna się nieformalna część rozmowy. Od cudzoziemca milicjant może zażądać nawet tysiąca rubli (ok. 30 dol.) mandatu. Po negocjacjach cena spada o połowę, a zazwyczaj targ kończy się na normalnej stawce 100 rubli, oczywiście do kieszeni milicjanta. Kiedyś kolega nie miał drobnych banknotów, a milicjantowi brakowało reszty. Kątem oka młody sierżant zobaczył, że do stojącego obok mercedesa wsiada kierowca. Milicjant machnął na nas ręką i podszedł do mercedesa, bo widać uznał, że nowy klient daje mu lepsze szanse na zarobek niż pasażerowie starej łady samary.

- We wszystkich sondażach drogówka jest wymieniana jako najbardziej skorumpowana instytucja w kraju - mówi Igor Satarow z fundacji INDEM analizującej poziom korupcji. Na prowincji ceny łapówek są tylko nieznacznie niższe niż w stolicy.

- Trudno się dziwić milicjantom, którzy zarabiają 150-200 dol. Muszą brać łapówki, bo inaczej by się nie utrzymali - przeciętni Rosjanie usprawiedliwiają milicjantów, ale jednocześnie ich szczerze nienawidzą. Przełożeni przymykają oczy. Taksówkarz z lotniska Szeremietiewo opowiadał mi kiedyś, że zwykły stójkowy może tam spokojnie zarobić na łapówkach ponad tysiąc dolarów miesięcznie, ale połowę musi oddać przełożonemu. Jeżeli nie wypełnia normy, to nie dostaje awansów albo jest przenoszony do gorszej służby. - To działa jak mafia. Niższy szczebel opłaca się wyższemu - mówi taksówkarz z lotniska.

Do niedawna władze nie reagowały na korupcję w milicji. Sytuacja zmieniła się, gdy szef MSW Borys Gryzłow został jednocześnie przywódcą prokremlowskiej partii Jedna Rosja, która ma wygrać grudniowe wybory do Dumy. Od kilku miesięcy Gryzłow organizuje pokazowe czystki w milicji. Nieuczciwym milicjantom nadał nawet przezwisko "wilkołaki w pagonach". Im bliżej wyborów, tym częściej media państwowe donoszą o zdemaskowaniu w kolejnych miastach gangów nieuczciwych milicjantów, którzy wymuszali od przedsiębiorców haracze za ochronę, przerwanie jakiejś kontroli albo - jak było to w grupie aresztowanej w czerwcu w Moskwie - porywali zamożnych ludzi dla okupu. - Dzięki kampanii Jedna Rosja zyskała latem kilkuprocentową przewagę nad swoimi głównymi rywalami komunistami i dziś może liczyć na ok. 30 proc. głosów - mówi znany socjolog prof. Jurij Lewada. Wcześniej obie partie szły łeb w łeb. A Gryzłow z bezbarwnego polityka, stał się jednym z najbardziej popularnych ludzi w Rosji.

Z okazji obchodzonego w poniedziałek dnia milicjanta ogłoszono badania, z których wynika, że prawie 60 proc. Rosjan źle ocenia pracę milicji. Władze postanowiły więc, że od stycznia zacznie się kampania na rzecz poprawy wizerunku stróżów porządku. W większych miastach mają też zostać uruchomione telefony, gdzie będzie można anonimowo poskarżyć się na milicjantów. W Moskwie są już pierwsze efekty. Jeszcze na początku tego roku plagą było legitymowanie ludzi na ulicach pod byle pozorem. Brak dokumentów albo meldunku mógł się skończyć wizytą na komisariacie, ale wszystko można było załatwić za pomocą magicznych 100 rubli łapówki. Wiosną mer Moskwy Jurij Łużkow, który w grudniu będzie walczył o kolejną kadencję, zabronił milicji legitymować ludzi bez powodu i uruchomił specjalny telefon zaufania, żeby zgłaszać przypadki łamania tego zalecenia. O dziwo, system zadziałał i milicjanci przestali legitymować ludzi dla zarobku. W Moskwie żartują, że po grudniowych wyborach sytuacja wróci do normy.

Spośród 145 mln Rosjan 1,5 miliona pracuje w organach podporządkowanych MSW. W Moskwie jeden milicjant pilnuje bezpieczeństwa 133 mieszkańców. W Londynie jeden stróż porządku przypada na 267 mieszkańców, w Tokio na 332, a w Nowym Jorku na 475. Podoficerowie milicji zarabiają 4-5,5 tys. rubli (od 130 do 180 dol.), a oficerowie od od 9 do 13 tys. rubli w zależności od regionu, w którym służą.

Jak oceniasz pracę rosyjskiej milicji?

Negatywnie 25 proc.

Raczej negatywnie 34 proc.

Raczej pozytywnie 24 proc.

Pozytywnie 8 proc.

Trudno powiedzieć 8 proc.