Kiedy miasto zgodziło się sprzedać gdyńskiej firmie działkę przy al. Piłsudskiego, postawiło warunek: - Projekt centrum handlowo-usługowego, które tam powstanie, ma być wyłoniony w drodze konkursu.
Zastrzeżenie to na niewiele się jednak zdało, bo na charakter konkursu największy wpływ i tak miał inwestor. Wybrano formę studyjną. A to oznacza, że do konkursu mógł przystąpić każdy, kto chciał. Laureatami zostali architekci niezrzeszeni w Polskiej Izbie Architektów. I tu pojawia się haczyk! Żaden z nagrodzonych projektów nie może być zrealizowany.
- Zgodnie z prawem praca musi być sygnowana przez architekta, który ma uprawnienia do wykonywania projektów technicznych - wyjaśnia Janusz Pachowski z Politechniki Warszawskiej, który odpadł w konkursie. - Osoby, które zostały wyróżnione nie mają takiej możliwości, bo nie figurują na liście Polskiej Izby Architektów.
Ewa Rombalska, prezes olsztyńskiego SARP-u, przekonuje, że nie można było zastosować innych rozwiązań. - Tzw. konkursy zamknięte (organizowane w przypadku najatrakcyjniejszych terenów w mieście) skierowane wyłącznie do znanych i cenionych zespołów architektów są zbyt drogie - mówi Rombalska.
Dlaczego zatem wybrano projekty, które inwestor łatwo może podważyć? Przecież wśród osób startujących w konkursie byli architekci, którzy mogą wykonywać projekty techniczne. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, firma JVK Invest naciskała, aby wyróżnić te, a nie inne prace.
Nie bez winy jest też miasto, które zgodziło się, aby w warunkach konkursu znalazł się zapis, że "zwycięski projekt nie jest wiążący" i gdyńska firma może skorzystać z innych prac. Sęk w tym, jak podkreśla Pachowski, że żadna z nich nie może być użyta bez zatwierdzenia architekta z uprawnieniami.
Cóż zatem powstanie w najatrakcyjniejszym punkcie miasta? Trudno powiedzieć. Ale jak twierdzi Piotr Grzymowicz, wiceprezydent Olsztyna, zwycięski projekt bardzo mu się podoba. - Będziemy dążyć, aby inwestor budował zgodnie z nim - zapowiada Grzymowicz.