W momencie gdy Andrzej Lepper, zwracając się do dziennikarzy siedzących w loży prasowej, powiedział: "Tak, państwo z mediów komercyjnych, chcemy pracować nad ustawą. Samoobrona przesądza sprawę" - wszystko było jasne. Za odrzuceniem wniosku PiS było 255 posłów, opozycja: PiS, PO, LPR i PSL, były w stanie zmobilizować 169 głosów.
Posłów koalicji nie przekonali ani Marek Jurek z PiS, ani Iwona Śledzińska-Katarasińska z PO. Oboje zwracali uwagę na to, że dalsza praca nad ustawą jest niemożliwa po zeznaniach przewodniczącego Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Juliusza Brauna przed sejmową komisją śledczą. Braun opowiadał o nieprawidłowościach towarzyszących tworzeniu tej ustawy już w KRRiTV, a następnie w rządzie i Sejmie. Oboje posłowie przypominali twierdzenie Jana Rokity z komisji śledczej, który nazwał absurdalną sytuację, gdy jedna sejmowa komisja prowadzi śledztwo m.in. w sprawie okoliczności powstawania tej ustawy, a druga przygotowuje materiał do śledztwa. - Jako posłowie mamy prawo zapytać, czy nie chodzi o otworzenie furtki dla prywatyzacji telewizji polskiej - mówił poseł Marek Jurek. Gdy nazywał prace nad ustawą "mataczeniem na oczach opinii publicznej"?, z lewej strony sali odezwało się buczenie. - Nie brońcie tego, to jest przeciwko wam - wołał w kierunku SLD.
Posłowie opozycji proponowali, aby rząd wycofał ustawę i przedstawił tylko przepisy "małej nowelizacji" dostosowującej polskie prawo do prawa Unii.
Iwona Śledzińska-Katarasińska stwierdziła, że rząd wprowadził opinię społeczną i posłów w błąd, twierdząc, że w nowelizacji chodzi o dostosowania polskiego prawa do norm Unii Europejskiej. - Proszę nie szantażować nas Unią Europejską, gdy widzę, jaką Polskę chce pan wprowadzić do Unii Europejskiej, to skóra mi cierpnie. Polskę korupcji i kolesi - wołała. Jej zdaniem od początku w przygotowywaniu ustawy istniał "ukryty cel", o którym mówił na posiedzeniu rządu minister obrony Jerzy Szmajdziński. Ustawa zmierzała bowiem do ograniczenia wolności słowa i do preferowania telewizji publicznej.
- Prawda, że jednym z celów jest wsparcie dla publicznej telewizji i radia, bo są to media polskie będące publicznym dobrem - twierdził z kolei reprezentujący SLD Bronisław Cieślak. Poseł uderzył w nutę patriotyczną, stwierdzając, że "na posiedzeniach rady nadzorczej telewizji polskiej mówi się po polsku, a nie po angielsku, jak to się zdarza w niektórych polskich mediach", czyniąc aluzję do Agory [w radzie nadzorczej zasiada przedstawiciel udziałowca Agory, amerykańskiej firmy Cox - przyp. red.].
Cieślak przyznał, że ustawa jest obarczona "aferą Rywina". - Mieliśmy jednak do czynienia nie z faktem korupcji, ale próbą. Haniebną, kryminogenną, ale zablokowaną - tłumaczył. Jego zdaniem właśnie to, że na ustawę jest zwrócona szczególna uwaga, gwarantuje jej przejrzystość. Obecnie według posła żadnych zarzutów merytorycznych do ustawy mieć już nie można.
Posłów uspokajał także wiceminister kultury Robert Skąpski, który mówił, że wobec ustawy nie ma zastrzeżeń prawnych, a "żołnierskie słowa" ministra Szmajdzińskiego o "ukrytym celu" są nieprecyzyjne. - Rząd nie ma żadnego ukrytego celu w uchwaleniu tej ustawy - zapewniał.
Dziennikarzy dziwiło, dlaczego to wiceminister Skąpski prezentuje stanowisko rządu, a nie przyglądająca się debacie minister Aleksandra Jakubowska, która zajmowała się ustawą, zarówno wtedy gdy pracowała w resorcie kultury, jak i wtedy, gdy stała się szefem gabinetu premiera. Jakubowska stwierdziła, że wynikało to z ekspertyz prawnych, które wskazywały, że to resort kultury, a nie szef gabinetu politycznego premiera, powinien zajmować się taką ustawą. Obiecała jednak nadal służyć swoją radą i pomocą.