Chodzi o sprawę publikacji "Gazety Polskiej Codziennie". Dziennik ujawnił nagranie rozmowy rzekomego asystenta Tomasza Arabskiego z szefem Sądu Okręgowego w Gdańsku. Prezes Ryszard Milewski prosił o instrukcje, czy przyspieszać posiedzenie sądu ws. aresztu dla Marcina P. "Afera Amber Gold sprowokowała wołanie o wyciągnięcie przez ministra sprawiedliwości konsekwencji wobec sądów, które w tej sprawie zawaliły. Teraz prowokacja wobec prezesa gdańskiego sądu popchnęła debatê w stronę przeciwną: zagrożeń dla sędziowskiej niezawisłości" - pisze Siedlecka.
27-latek z Wrocławia autorem prowokacji z sędzią Milewskim? "Były trzy rozmowy" >>>
Dziennikarka w swoim komentarzu zauważa, że w PRL nie było gwarancji niezależności sędziów, ale byli za to heroiczni sędziowie. W III RP zaś gwarancje się ma, ale za to zdarzają się dyspozycyjni sędziowie. Siedlecka wymienia więc czynniki, które mogą wpływać na dyspozycyjność sędziów. Jednym z nich jest... wdzięczność za to, że minister danego sędziego wybrał i powołał, innym - że to minister może wnieść o odwołanie sędziego oraz zarządzić lustrację lub wizytację sądu. "Minister może też nie dać sądowi np. etatów czy pieniêdzy na remont. Może znieść sąd lub zmienić granice jego właściwości - po zasięgnięciu niewiążącej opinii Krajowej Rady Sądownictwa. Tak więc prezes ma się czego bać, zadzierając z ministrem" - podkreśla publicystka.
Passent: dobrze, że "GPC" włożyła kij w mrowisko. Nawet, jeżeli jej motywy były polityczne... >>>
Siedlecka podsumowuje, że zlikwidowanie wszelkiej zależności od ministra sprawiedliwości mogłoby przeciąć "wiele nitek, pociągając za które, władza wykonawcza może uzyskać pewien wpływ na sądzone sprawy". "Ale nie oszukujmy się: zawsze znajdą się inne drogi dojścia i inne argumenty przemawiające do prezesa czy sędziego, który nie ma kręgosłupa. Nie ¿yjemy w idealnym świecie".
Cały komentarz Siedleckiej do przeczytania w dzisiejszej "Gazecie Wyborczej".